"Mów do mnie, Panie, chcę słyszeć Cię,
przyjąć od Ciebie, co masz dla mnie.
Nie chcę się chować, lecz w Tobie skryć,
w cieniu Twym, Panie, chcę iść.. "
Bardzo powoli zbliżam się do Niego. Wiem, gdzie jest, gdzie Go szukać, ale... kulawo podchodzę, jak ... zbity pies. Podczas modlitwy i rozważań muszę wyduszać z siebie słowa, które wydają się i tak nie pasować. Uczę się od nowa z Nim rozmawiać. Kiedy klęczę przed Tabernakulum, wdycham powietrze przepełnione Jego świętą obecnością, czuję jak przepływa przeze mnie Jego pokój, i bardzo powoli wyciągam z moich ran kolce lęku. On wie, jak to boli. Wie, że się boję, nawet Jego. Wie, co robiłam. Wie, jak nisko spadłam. Wie, w co się wpakowałam. Wie, jak mnie poraniono. Wie wszystko. I patrzy na mnie z miłością. To jeszcze bardziej mnie kołuje. Sprawia, że nie wiem, co ze sobą zrobić.
Dziś, po Eucharystii, po raz pierwszy od bardzo długiego już czasu, zaczęłam Mu mówić, co mnie boli. I wbrew oczekiwaniom, nie trzasnął mnie piorun, a niebo nie spadło mi na głowę ^^ . Gdyby, ktoś dowiedział się, jak się Go bałam, jak bałam się odsłonić, to by pewnie miał niezły ubaw. Sama bym się z tego chętnie pośmiała. Ale za bardzo jeszcze... . Jeszcze nie teraz.
Bardzo powoli wchodzę w okrąg Jego Światła. Znowu. Po raz kolejny. Zaczynam ufać.
Jestem niepoprawna. To, że znów wracam, sprawia, że wyobrażam sobie, że On się gniewa. Że znów muszę wracać. Nie wiem, jak było dalej z synem marnotrawnym, ale wiemy, że wracać on musiał tylko raz. Raz... chyba łatwiej się wybacza.. .
Motam.
Tak bardziej z pierwszej ręki to.. zaczynam szukać pracy na wakacje. Mój pomysł o pójściu na pielgrzymkę zamazuje się na horyzoncie, jakby ktoś zmazywał go niewidzialną gumką do ścierania. Bo pieniążki stanowią czasem jednak pewną przeszkodę. A jak już powszechnie wiadomo wpłaciłam zaliczkę na rekolekcje we wrześniu... . Pora zacząć realnie zastanawiać się nad drugą częścią tej zaliczki, a jeśli nie chce się obciążać rodziców, to jednak ... . Z drugiej strony, obawiam się, czy nie zaczęłam o tym myśleć zbyt późno. Ale widziałam dziś kilka ogłoszeń. Zakręcę się za tym w przeciągu najbliższych kilku dni. Zobaczymy.
Był też plan, by rozpocząć wakacyjny wolontariat w pobliskim domu starców (3 razy w tygodniu 30 kim rowerkiem = kondycja, ale nie moja, jeszcze ;) ). Ale ta praca też straszy... . Dylemat na pierwszy rzut oka nie do obejścia. Ale z Panem Bogiem... . Wiadomo.
Byle do przodu. I byle się już nie jeżyć.
O innych strachach nie wspominam. Byłoby cudownie powrzucać to do jakiegoś starego worka, spalić, i jeszcze wywieźć resztki za miasto. Ja jednak nie dość, że to sumuję, wychodzą mi ułamki, wyciągam wspólny mianownik i zaraz będę miała pierwiastki. Pierwiastki problemów do potęgi dziesiątej. Chciałabym, móc z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Ale do jeża nie podchodź.. . Czasami mam siebie dość.
Bardzo powoli, ale może.. zacznę wychodzić na prostą. A przynajmniej prostszą.
"...Święty, potężny jesteś, Panie nasz,
przed Tobą dziś możemy stać dzięki łasce,
nie dzięki nam samym..."