niedziela, 28 marca 2010

Dziś Jezus wjechał na osiołku do Jerozolimy mojego serca

Ostatnio łaska Boża działa w moim życiu tak widocznie, że aż sama mam trudności z uwierzeniem w to. Na lewo i prawo słyszę te same teksty z Pisma Świętego, lub te same słowa w różnych fragmentach Pisma, czy też z ust spowiednika, lub rekolekcjonisty... . Po prostu niesamowite. Ale prawdziwe. I uwidacznia to, jak bardzo Pan pragnie przemówić do nas, jak wiele chce nam przekazać, i jak delikatnie to robi. Mówi cały czas... to tylko ja zamykam się na Niego raz po raz. Teraz drzwi mojego serca są uchylone i wpada przez nie coraz więcej światła. Kiedyś myślałam, że jestem otwarta na Boga - dziś wiem jakie to dla mnie trudne otworzyć się na Niego. Na kogokolwiek i na Niego także Bałam się odsłonić moje zranienia nawet przed Nim. Dopiero teraz, po tylu latach udało mi się uchylić moje drzwi. I nie zawiodłam się. Czuję pokój w sercu i w moim życiu. Miałam w sobie taki bałagan, że sama już nie mogłam w nim oddychać. Pan to układa, porządkuje moje sprawy, moją duszę i serce. Leczy zranienia. Powolutku, spokojnie, żeby nie zranić. Ale tylko na tyle na ile potrafię się na Niego otworzyć. Muszę walczyć sama ze sobą, żeby cały czas choć utrzymać to, co udało mi się już osiągnąć z Nim. Wszystko to przychodzi z wielkim trudem, i dopiero teraz widzę jak bardzo to we mnie przyschło, jak daleko stałam od Niego. Nie mogłam Go usłyszeć. Zamknęłam się i jednocześnie próbowałam mówić
Teraz słucham tego, co do mnie mówi... 
wystarczyło mi tylko wytrwale się modlić, nareszcie szczerze. I spowiedź. Generalna. Szczera. Po niej właśnie poczułam się pusta i bezbronna, i przez pewien czas strasznie się tego stanu bałam i nie mogłam z niego wyjść w żaden sposób. Ale wtedy otrzymałam smsem taki tekst - bym się nie bała i nie ścigała z Miłością, ale jej zaufała. I wtedy powiedziałam sobie "Zaufam" . I zaczęłam się modlić. 
Teraz już jest lepiej. Po raz pierwszy po spowiedzi odczułam, że czeka mnie jeszcze więcej pracy niż przed nią. Ale oprócz tego przekonania mam w sobie ufność i nadzieję.. a wszystko to rozgrywało się w ciągu tych 40-stu dni. Wielki Post był dla mnie wielką pustynią. Teraz przede mną najważniejszy Tydzień. 
I wiem, że tym razem, z całą pewnością nie będzie to czas bezowocny. Podczas rekolekcji pewien kapłan wyraził nadzieję, że będzie to jak najlepiej przeżyte Triduum w naszym życiu. I mam te jego słowa wciąż w sercu i tą nadzieję też.
Właściwie cały mój Wielki Post był jednym wielkim wołaniem o wyzwolenie. Dziś na Namiocie Spotkania trafiłam piękny fragment ;) 

" ...A Ty widzisz trud i boleść,
patrzysz by je wziąć w swoje ręce.
Tobie się biedny poleca,
Tyś opiekunem sieroty!
Skrusz ramię występnego i złego:
pomścij jego nieprawość, by już go nie było.
Pan jest królem na wieki wieków,
z jego ziemi zniknęli poganie.
Panie, usłyszałeś pragnienie pokornych,
umocniłeś ich serca nakłoniłeś ucha,
aby strzec praw sieroty i uciśnionego
i aby człowiek powstały z ziemi nie siał już postrachu. "  

(Psalm 10, 14-18) Modlitwa o wyzwolenie.