sobota, 10 września 2011

może wróci równowaga

Po wczorajszym Namiocie Spotkania - ogarnął mnie pokój. Przed snem postanowiłam "pogadać" z Panem, i przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Ciężko było się modlić, ale z chwili na chwilę po prostu stawało się to coraz prostsze, słowa same potem układały się w mojej głowie. Duch Święty. Odpoczęłam w tym czasie bardziej, niż gdybym spała tydzień ;-) . Niezwykłe. Od tej modlitwy wróciła moja lekka, spontaniczna, ufna relacja do Pana Boga, którą utraciłam ostatnio. Ciężko się o tym pisze, bo dla mnie to cud, a brzmi to jakby to było coś zwyczajnego.
Dziś jazdy szły mi tragicznie. Aż szkoda pisać. Nawet b. udane zakupy, nie poprawiły mi humoru, dopiero na krótkiej adoracji, kiedy czekałam na pociąg (by ostatecznie wrócić i tak busem ;P) jakoś udało mi się uspokoić i zapomnieć o złym nastroju, choć zasypywałam Pana Jezusa milionem pytań, opowieści i mieszanką uwielbienia i dziękczynienia na raz ;) . Ciekawe co On na tą burzę. Próbowałam się wyciszyć, i udało mi się chyba na 5 minut :P . I tak nieźle.
Wieczorem zawiązanie wspólnoty. Przyszło mało osóbek, ale było tak wesoło, radośnie i miło, że... aż brak słów. Ta wspólnota jeszcze urośnie ;) . Widzę to wyraźnie i cieszę się.
Miłe zmęczenie dziś odczuwam. Odpoczęłam psychicznie, wewnętrznie. Chyba tego potrzebowałam.
O Sierpniu jeszcze nie piszę... nadejdzie odpowiednia chwila ;) .

Dziś spotkałam przyjaciółkę, którą znam od urodzenia. Cale dzieciństwo razem. Nierozłączki. Teraz- dwa inne światy. Ta przyjaźń chyba umarła... . Najpierw byłam wkurzona. Teraz myślę, że to może było nieuchronne.. . Ale jednak jest żal. Tęsknię za nią.

Muszę ogarnąć bałagan w pokoju, przygotować się do jutrzejszej oazy, usiąść do Namiotu Spotkania.
Jutro czeka mnie kupa pracy nad konspektami lekcji na kolejny tydzień. Ponadto zmienił się plan. I wszystko mi się zabałagani znów... eh. Czuję, że moje życie znów zaczyna przypominać trąbę powietrzną. A ja w środku.

plus, w sercu coś czego nie umiem określić. Jeśli myślę o kimś, i głodna jestem choć słówka...
To znaczy że muszę się położyć i zaczekać aż mi przejdzie.

Dobranoc!

piątek, 9 września 2011

Czy...

"...często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy - w nich miłość i uśmiech

potem w piecu je chowam

płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
..."

Halina Poświatowska

Długo czekałam, aż sytuacja pozwoli mi spokojnie opisać sierpień, który obfitował we wspaniałe, piękne i zaskakujące wydarzenia, i był chyba najpiękniejszym sierpniem w moim życiu. Nie doczekałam się. Nie mam teraz siły pisać o tym wyjątkowym czasie. Czuję tylko, że muszę, część tego zmęczenia, smutku, rezygnacji i niepokoju po prostu wypisać z siebie... .
Wszystko we mnie płacze ze zmęczenia. Zaczęłam praktyki, i okazało się, że tak ściśle wypełniły mi życie, że ledwie starcza mi czasu, by spać. Uderzyło to we mnie tak, że jakoś nie mogę się pozbierać, zorganizować, przywyknąć. Po tygodniu tego dramatu (b. wczesne wstawanie, przygotowywanie się do późnych godzin, krótki niespokojny i czujny sen, stres, porażki i b. małe sukcesy...). Samotność... nie mam czasu spotkać się z kimkolwiek, z kim mogła bym po prostu poczuć się dobrze. 
Patrzę w lustro, w zaczerwienione, zmęczone oczy dziewczyny, która w sierpniu czuła się szczęśliwa, adorowana, potrzebna i piękna. Teraz czuje się samotna, przegrana, przywalona problemami które ciążą na sercu i cisną za gardło teraz. I chciała by popłakać, ale nie może. Ze zmęczenia. I znów dziś nie będzie mogła zasnąć. I chciała by głupio, dziecinnie, żeby ją ktoś tylko, tak po prostu przytulił.

Nienawidzę użalać się nad sobą... :-/

Oddaliłam się od Pana Boga. Diabeł robi mi zwarcie... . Praktyki dopełniają reszty, bo z tego wszystkiego modlę się w biegu, lub na wpół śpiąc. Tęsknię za Nim.

Mam łzy w oczach. Ale nie... nie ulży. 
Chyba spróbuję się położyć... . 



Czy... możesz, tylko na chwilkę, znów być przy mnie? Chciała bym czuć się bezpiecznie...