poniedziałek, 28 czerwca 2010

Bo wiem, bez Ciebie zginę...



Za oknem nareszcie słońce!
Wczoraj miałam poważną rozmowę, z przyjacielem. I jest tak lżej na sercu... . Pan mnie wysłuchuje. Zawsze. Szkoda, że tak rzadko to zauważam.
Dwa dni temu odbyło się w Kostomłotach Jerycho Młodych, i oczywiście byłam tam ;) . Spotkanie było dla mnie szczególnie owocne. Bardzo wiele z niego wyniosłam, wiem, że to tylko ogólniki. Liczą się konkrety, ale za chwilę wyjeżdżam do Warszawy. Chciałam na świeżo napisać moje refleksje z tego spotkania, ale jak zwykle mi coś nie wyszło, bo zawsze zabiegana ;) . Ale przyznam się, że wczoraj cały dzień spałam. Zmęczenie po całym dniu wielbienia Boga tańcem, śpiewem, i ogólnym radosnym Bożym szaleństwem tak mi się dało we znaki, że musiałam naprawdę odpocząć. W dodatku doszedł ból brzucha. Ale i tak nie przyćmiło to mojej radość ze spotkania z Panem. Słyszałam przecudne świadectwa, osoby głuchoniemej, niewidomej, byłych więźniów (te szczególnie zapadły mi w serce) oraz pewnego małżeństwa i Agnieszki (jednej z koleżanek, które przygarnęła nas, sieroty, na swoja karimatę ;) ). Pan sprawił cuda w ich życiu. Odbili się od samego dna, można powiedzieć. Burza oklasków na stojąco,na chwałę Pana, za te cuda rozbrzmiewała dobre kilka minut. Była też przecudna Eucharystia, poprzedzona wejściem Słowa Bożego, w procesji z tańcem, wesołym śpiewem pochwalnym, otoczone biblijnymi skrzydłami. Po prostu szał. Nie da się tego opisać, trzeba było to widzieć. Były też spotkania w grupach, i trafił nam się świetny animator, Jarek. Człowiek ma gadane, trzeba mu to przyznać. Dowiedziałam się dzięki niemu, że modlitwą, spowiedzią, Słowem Bożym, i przebaczeniem można burzyć mury, które wznoszę między sobą a Bogiem i między sobą a drugim człowiekiem. Bardzo chciałam się tego dowiedzieć, i nawet nie miałam nadziei na to, że ktoś mnie oświeci ;) a tu proszę. Kolejny punkt do instrukcji obsługi własnego życia. I to wcale nie trudny w realizacji.
Tematem przewodnim spotkania było właśnie burzenie murów. Stąd nazwa "Jerycho" Młodych. Piękna była też katecheza, i później Homilia. Plus jeszcze mur zbudowany przez harcerzy z tekturowych pudełek, na którym każdy mógł napisać za pomocą plakatówki to, co uważa za mur w życiu swoim lub innych ludzi. Jako że nie było pędzelków, trzeba było wykazać się kreatywnością. Palce poszły w ruch ;) . Nie mogłam się później domyć, więc cały dzień chodziłam z niebieskim palcem i paznokciem. Zdolna jestem ;) to jasne. Napisałam na murze słowa : nieczystość serca i zranienie. Pojawiła się na nim cała masa rozmaitych grzechów, pycha, chciwość, pożądanie, złość, gniew... można by wymieniać w nieskończoność. Później mur został uroczyście zburzony przez tych, którzy stali najbliżej. Właściwie zburzony - to za mało powiedziane ;) . Został roztrzaskany na kawałki. Zgliszcza z tektury spoczywały tam żałośnie aż do końca spotkania.
W tym czasie Duch Święty działał we mnie wyjątkowo silnie. Wskazał mi niebezpieczeństwo, jakie płynie z mojego muru. Nie zastanawiałam się wcześniej, jak sama siebie krzywdzę tym, że odgradzam się od innych. A muszę przyznać, że robiłam to już bardzo długo. Solidny murek z tego wyszedł. Zabudowałam nim serce szczelnie. Teraz będę nad tym pracować.
Duch Święty dał mi też łaskę pięknej modlitwy. Jak nigdy nie miałam żadnych trudności, żeby się modlić. Powietrze było aż gęste od obecności Ducha Świętego.

Ogólnie: po prostu pięknie. Bardzo się cieszę, że tam byłam.  Chwała Panu! ;)

A przede mną parę wspaniałych dni spędzonych w Warszawie z najlepszą przyjaciółką ^^ .
Nareszcie czuję, że mam wakacje.

Ps. Nawet nie myślę o maturze! O.

piątek, 25 czerwca 2010

A ja tak pragnę Ciebie...



Wstaję i upadam. Ostatnio.
Chciałabym dziś poukładać kilka refleksji, które wirują mi ostatnio w głowie ;) .
Pierwsza dotyczy powołania. Odkąd powiedziałam Bogu "tak" , zauważyłam, że moich upadków jest więcej, są cięższe, i trudniej mi się z nich podnieść. Wokół zaczyna wszystko się chwiać. Jest coraz trudniej. Moje  ciche, nieśmiałe "tak" wywołało lawinę. Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej Zły o nas chce walczyć. I walczy. Krąży i czeka. To mnie przeraża.
Ale jeśli Bóg ze mną... któż przeciwko mnie?
Szkoda tylko, że ostatnio jest aż tak trudno. I nie mogę wydusić z siebie słowa: pomocy. Nie mogę się do tego zmusić. Nie widzę nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Boję się tego zamknięcia. Zamykam się w klatce. A to dla mnie nigdy nie wyszło na dobre... . Nie wiem, co robić.

Druga refleksja, zainspirowana jest pewnym wpisem na blogu Jakuba ;) . Świętość. Jak różnie ludzie ją postrzegają. A ja chcę żyć dla Boga, stawiam to jako powód dla którego żyję. Żyję dla Niego. I to jest dla mnie przejaw świętości. Moja modlitwa zaczyna powoli sprawiać, że oddycham. Zaczynam wsłuchiwać się w głos Boga. Odkryłam, że nie musi zagrzmieć, nie musi buchnąć ogniem, ani lunąć potężną ulewą. On jest tutaj w moim sercu. Przyjmuję Jego słowo z ust kapłana, z Pisma Świętego. I to wystarczy by Jego odpowiedzi w najdziwniejsze sposoby trafiały do mnie. Jeśli pozwolę Bogu, otworzę się na niego, On będzie powoli wydobywał mnie z mojego brudu, z grzechu, ze zranień, a będzie odkrywał przede mną moją świętość. Kawałek po kawałeczku. Każdego dnia. Jedyne, co muszę zrobić to otwierać się na Niego codziennie. To wystarczy. On sam wie co robić. To sprawia, że dla Niego chcę otwierać oczy i oddychać.

Nie ważne, czy to rozumiem, ani czy umiem się modlić.  On jest tu ze mną w tej chwili i słucha. On nie wymaga krasomówstwa, ani nic w tym rodzaju. Słucha. Ja tylko mówię. Po prostu. Z kolei ta myśl naszła mnie wczoraj podczas Wieczoru Chwały. Ks. Janusz prowadził modlitwę o uzdrowienie. I nie miałam pojęcia, co mam zrobić... co myśleć, co powinnam czuć. Wiedziałam, że potrzebuję uzdrowienia, ale nie wiedziałam od czego zacząć, co mówić, jak się modlić, jak prosić. Zaczęłam mówić to Jemu. Że nie wiem, pytałam jak się modlić, co mam zrobić. Odczuwałam smutek i kompletną pustkę, bo wskutek modlitwy ks. Janusza moje najgorsze nieuleczone zranienia wypłynęły we mnie na wierzch i zaczęły znowu boleć. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. I wtedy zespół zaczął śpiewać pieśń, której tekst stanowiło tylko jedno słowo : Jezus. I w tym momencie spłynęła na mnie myśl : Jego Imię. Ono będzie uzdrawiało. Będzie działać. I zaczęłam śpiewać oddając to Bogu.
Nie zdarzył się żaden cud. Nic się nie stało. Odczuwałam tylko pokój w sercu. I Jego święta obecność... nareszcie mogłam się w nią zanurzyć, w niej schronić.

Następny Wieczór Chwały dopiero w Październiku ;) . Nie wiem, jak to wytrzymam.
Na razie wiem jednak, że mam wakacje, ... ;) .
Cieszę się, mimo wszystko. Będzie więcej czasu na to, żeby posprzątać nareszcie ten bałagan, który panuje we mnie. Chciałabym, żeby to już było za mną. Bo to będzie wymagało odważnych kroków. A mi już brakuje na tę odwagę siły. Za dużo było prób.
Chciałabym odpocząć od tego. Od samej siebie.

A ciągle słyszę, że nie mogę... .

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Jakiś koniec i początek




Za oknem niepokojąco wiatr dotyka liści. Niebo siwe, ponure. Zimno.
Za mną pierwszy rok studiów. Nawet nie wiem, kiedy zleciał ;) .Ale zleciał. A wraz z nim uleciało całe mnóstwo sytuacji, łez, rozstań, powitań. Dużo się nauczyłam. Przede wszystkim tego, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć ;) .
Jeśli zaś chodzi o mój angielski - to z dumą muszę stwierdzić wielki postęp. W zasobie słownictwa, akcencie, wymowie... . Jednym słowem brawo ^^ .

Jestem znów blisko Pana Boga. Przepraszaliśmy się ostatnio.. tzn. ja przepraszałam.. - On jak zwykle, spojrzał na mnie z miłością. Liżę rany po ostatnim upadku.
 Wczoraj natomiast całą noc modliłam się za moją przyjaciółkę, która ma kłopoty. Tak mnie wystraszyła, że uwierzyłam, że mogłaby popełnić jakieś głupstwo. Najgorsze jest to, że wciąż daje mi do zrozumienia, że nie mogę jej pomóc, a nawet wydaje mi się, że kpi sobie z mojej pomocy. A mimo to wciąż jej u mnie szuka. Tak przynajmniej czuję. I martwię się o nią bardzo... . Po minionej nocy, czuję zmęczenie i niepokój. Szczególnie, że z Panem Bogiem ostatnio byłam na bakier, i obecnie jestem na etapie "wracania". U mnie to, niestety, zawsze długo trwa.
Powtórzę to chyba po raz setny, ale nie cierpię bezradności. Widzę jak cierpi moja przyjaciółka, ma masę problemów, ... jest daleko, a ja mam do dyspozycji tylko telefon i modlitwę. Pan Bóg każdego nauczy pokory... . Ja jestem w tej dziedzinie totalnie oporna. Eh.. .

Dzisiaj jestem już po spotkaniu z moimi Aniołkami ;) . Pozytywny opatrunek na moje niepokoje. Omawiamy sobie teraz ósmy krok, świadectwo. I mam nadzieję, że odważą się powiedzieć świadectwo podczas spotkania całej wspólnoty. To nie lada wyzwanie. Ale wierzę w moje Dzieci ^^ .

Co do wspomnianego ostatnio Wieczora Chwały, to jednak mimo przewidywanych marnych szans, wzrosły one nagle i niespodziewanie ;) otóż Wieczór Chwały odbędzie się w czwartek o 19:00 w kościele przy parafii św. Józefa w Siedlcach. Moje ciche życzenie się spełniło :D . Oczywiście będę tam.


I tak oto wygląda początek moich wakacji. Całe dwa miesiące, mnóstwo nowych dni.. . Co zaplanował dla mnie Pan? Na razie mam wiele ciekawych postanowień wakacyjnych, ciekawe ile z nich uda mi się wprowadzić w życie. Wkraczam w nieznane. Wiem tylko jedno - że trochę odpocznę ;) . Marzyłam o tym ostatnio aż za często. Ciekawe też, czy uda mi się znaleźć jakąś dorywczą pracę, choćby na jeden miesiąc. Bardzo bym chciała, ponieważ... we wrześniu jadę na oazę ;) . To już pewnik. Zaliczka popłynęła, odpowiedź nadeszła. Lecz druga część opłaty sama się nie znajdzie. Dlatego przydałoby się choć tę konkretną kwotę uzyskać, swoją ciężką pracą ;) .

Marzę o łóżku.. tak.. 17:30 a ja już najchętniej poszłabym spać. Po tej nocy mogłabym spać dobę. A o 18:30 spotkanie z przyjaciółmi. Zaklepane, więc iść wypada.
Eh ;)

A na zakończenie, mądra myśl, w której szczególnie fragment o modlitwie, ostatnio pasuje do mojego życia, jak pasujący element układanki ;)


Tylko trochę wystarczy dać, zacząć dawać czystość serca Panu, a potem nagle zacznie wszystko biec, bo Pan rozszerzy moje serce wielką miłością i świętość będzie rosła i rosła. Nie będzie wysiłkiem, będzie radością. Jak modlitwa, którą gdy człowiek podejmie naprawdę, nie stoi po stronie wysiłku, nie stoi obok pracy jako obowiązek, tylko stoi po stronie wypoczynku jako oddech duszy, jako to, w czym ja się pobieram, a nie w czym ja się wydaję.
Ks. Wojciech Danielski

niedziela, 13 czerwca 2010

Patrz w Pana Jezusa, a nie w siebie, bo w niebie nie będziesz miała lustra. W niebie będziesz się musiała przeglądać w Panu Jezusie. ;-)

Cytat ks. Wojciecha Danielskiego ;) . Pozytywnie mnie rozbroił, gdy pierwszy raz miałam go przed oczami.
Pozytywne jest to, że (jak zwykle) powoli wracam do modlitwy. Otwieram przed Bogiem to, co trzymam w zamknięciu, i odsłaniam rany. Nie jest to łatwe.
Odpoczęłam w ciągu tych dwóch dni ;) . Kolejna pozytywna sprawa. Nawet nie wiedziałam, że byłam aż tak zmęczona tymi ostatnimi tygodniami. Psychicznie, fizycznie, duchowo i pod każdym innym względem.

Trochę boję się egzaminu.. . ;(( to już we wtorek...


A tak ogólnie, to ostatnio myślę, że byłoby wspaniale gdyby trafiło się jakieś spotkanie uwielbieniowe. Najlepiej Wieczór Chwały... ale bardzo marne szanse... . W czerwcu miało już nie być.

Coś mi krąży wokół serca.. .
I chyba boję się, to wyciągnąć. zobaczyć, co to jest.. .

Po raz kolejny pytam siebie, co się ze mną dzieje? I nie słyszę odpowiedzi..

sobota, 12 czerwca 2010

Upał

Ale nie w sercu.
Nie wiem, czy to zmęczenie, ale nie mogę się modlić. Zostawię to jednak, bo naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje.
Powinnam się cieszyć, że wszystkie zaliczenia - zaliczone, wszystkie kolokwia do przodu. Wszystko to za mną. Dzięki piątce z ćwiczeń, jestem zwolniona z egzaminu z historii literatury. Jedna sprawa tylko gryzie moje sumienie, ale nic już nie mogę na nią poradzić. Inna sprawa wygląda tak, że jestem zmęczona. Psychicznie, bo dziś odespałam te zarwane noce z tego tygodnia. Wstałam o 12 w południe. Ale psychicznie, czuję że wysiadam. Jest jeszcze coś.. wiem, że przyjdzie z całą mocą kiedy tylko sesja się skończy i nie będzie już niczego takiego, co mogłoby mnie od tego oderwać. I boję się tego.
Przede mną jeszcze 2 egzaminy. Ustny z PNJA napawa mnie lękiem, rosyjski już trochę mniej.
Za oknem tym razem duchota, spiekota i upał - pomieszane. Wychodząc z domu czuję się jakbym wchodziła do rozgrzanego piekarnika.
Oaza - już jakby trochę realnie zarysowuje się na dalekim horyzoncie września. Ale wystarczy jedno potknięcie, żeby to zaprzepaścić. A CDOR jak się nie odezwał tak i teraz milczy.
Naprawdę nie mam już na nic siły.

Zmęczenie. Strach przed tym co jest i co będzie, gdy minie to co jest.
Zimna pustynia w sercu, chociaż za oknem straszny upał.

I pytanie, co się ze mną dzieje... . I brak odpowiedzi, nie ma na nią siły.
Gdzieś we mnie może tli się jakieś światełko.
Ale jestem zbyt zmęczona, żeby go szukać.

niedziela, 6 czerwca 2010

Chcemy słuchać Cię!

 
 
Ref. Chcemy słuchać Cię, w miłości Twej stawać się podobnymi do Ciebie,
Niech słowo Twe wzejdzie, weź serca i przemieniaj je!
Daj nam poznać Cię, tak wsłuchać się w prawo Twe,
Byśmy byli gotowi, niech słowo Twe zrodzi prawdziwe owoce wśród serc.
1. Twoje słowo jak lampa dla stóp, co oświetla nam życie,
Pozwól poznać smak Twoich słów i wylewaj obficie swego Ducha
2. Twoje słowo dla duszy jak miód, co dzień karmisz do syta,
Tak pouczaj i kieruj swój lud, byśmy doszli do prawdy Twego Syna.
3. Twoje słowo to wcielony Pan, cała nasza nadzieja.
Tajemnice Twe poznać nam daj, że to słowo od zawsze było Bogiem.
4. Twoje słowo - obosieczny miecz, co ma moc nas uwolnić.
Złego ducha oddalaj precz, naucz nas stale czerpać z tego źródła.
5. Twoje słowo to prawda i Duch, w Twojej łasce nas wiedziesz.
Miej w opiece, Panie nasz Ruch, w uwielbieniu wznosimy głos do Ciebie.
(Piosenka roku OŻK 2010)

Chcę słuchać Cię, Panie ;) .

Piosenka Oazy 2010. Piękna ^^ .   
(Wojciech Tabak)

piątek, 4 czerwca 2010

Nic nie wiadomo...

Wciąż i wciąż. Moje życie przypomina mi teraz jakieś nieuporządkowane wnętrze. Trochę rzeczy, nie połączonych, nieposkładanych, niepasujących do siebie. A ja próbuję to poukładać, i wciąż nie wychodzi. Co się ze mną stało? Co się stało z tą dziewczyną, dla której wszystko sprowadzało się do miłości, jak do wspólnego mianownika, z dziewczyną pełną pogody ducha?
Nie wiadomo nic z moimi studiami - gdzie będę?
Nie wiadomo, czy pojadę na oazę. Wysłałam zgłoszenie, pieniądze czekają na wysłanie, a CDOR nie odpowiada..
Nie wiadomo, jak będą wyglądały moje wakacje...
Nie wiadomo, czy zaliczę sesję.
Nie wiadomo, co ze mną będzie za dwa lata, bo nie wiem co wybrać. A raczej już wybrałam, tylko nie wiem, czy dobrze... i co na to rodzice.
Nie wiadomo co z moim życiem.

I ten bałagan mnie dobija. Cienka, mocna nić modlitwy wszystko to jakoś wiąże w mniej więcej logiczną całość, dzięki czemu jeszcze stoję na nogach. I .. to dla mnie jest cud. Mimo tak okropnych trudności, i tego, że zostałam z nimi zupełnie sama, czuję, że jest ze mną Bóg. Naprawdę czuję Jego obecność, która odbija się w moim wnętrzu głębokim pokojem.. . To ogromna łaska dla mnie i nie wiem, jakimi słowami za nią dziękować.

Wczoraj było święto Bożego Ciała. Podczas, gdy tak szłam z wielką (jak na nasze miasteczko!) procesją, za Jezusem, który niesiony przez kapłana, stąpał po wonnych płatkach kwiatów, czułam, że tak powinno być z moim całym życiem. Zawsze iść za Jezusem. Zawsze. A szczególnie Eucharystycznym. Doprowadzić, by Eucharystia stała się centrum mojego życia. Jezus jego celem... . Miłość.
Niezwykłe było przeżycie wczorajszego dnia.
Im bliżej jestem Boga, tym bardziej rozumiem, co dzieje się wokół mnie, i podczas wszystkich świąt.

Tak poza tym wszystkim. Nie zaliczyłam leksyki. Wszystko jest określone znakiem zapytania. Wszystko. Dosłownie. Moje życie stoi na głowie.

środa, 2 czerwca 2010

Idzie Burza

Za oknem wręcz czarno, toteż muszę się lekko streszczać. Ale za to w moim sercu burza już przechodzi. Modlitwa.... Pan rozlewa moim sercu łaskę swojego pokoju... . I to jest piękne.
Miłość Pana jest piękna.
Życie jest darem... . Ten tydzień,... ba, ostatni miesiąc nauczył mnie tyle..


Uciekam, bo jak zaraz lunie, jak piorun walnie to wszystkie korki równo pójdą. Zapowiada się straszna nawałnica...
nie cierpię burzy ;-/