niedziela, 30 grudnia 2012

nie nie nie nie nie

nieżyję



nie żyję na prawdę, umieram powoli

wtorek, 18 grudnia 2012

zaśpiewam Wam o tym, że tonę

W jakim tonie przebiega ostatnio moje życie.. 
Jest basem. Niskim, monotonnym, ale jednak czystym. Jestem ostatnio smutna i ciągle pytam Boga, dlaczego. Powinnam być radosna. Jest Adwent, czas radości, Bóg się rodzi, ... a ja wciąż tkwię w tych swoich. W tych swoich "tych". 
Mimo to jednak widzę, że ten bas jest czysty i to jest tak piękne, że aż boję się, że niedługo się rozczaruję. Najciekawszą i najbardziej zaskakującą nutką mojego życia ostatnio jest dla mnie moja codzienna 5-minutowa modlitwa Pismem Świętym. Dostałam taką radę, kiedyś tam na spowiedzi, żeby modlić się chociaż przez 5 minut dziennie, ale nie zagadywać Boga, lecz tylko Go słuchać! i myślałam sobie - no tak "animatorka"ma modlić się tylko 5 minut dziennie? Ehe, ta jasne. Ej, ale przecież właśnie dlatego miałam wcześniej kaca moralnego - bo nie modliłam się wcale, a jak już to trajkotałam Panu Bogu bzdety i czułam, że ciągle się od Niego oddalam. Postanowiłam w Adwent to zmienić. Ja "wielka" animatorka, modliłam się 5 minut dziennie, a Pan Bóg dał mi przez tę modlitwę takie łaski, jakich nie była bym w stanie sobie nawet wyobrazić. "Jednak Pan błogosławi" - powiedziała by Lidka. (Ależ ja za nimi tęsknię!).
Kolejną nutką są roraty. Byłam co prawda dopiero 4 razy, ale wielkim wysiłkiem, i ogromem silnej woli udało mi się to i jestem ogromnie dumna z tego faktu. Widzę też, jak przepięknie Pan przez roraty przygotowuje nas na swoje przyjście. Roraty były i są dla mnie, teraz, tu, wspaniałymi lekcjami, i polem subtelnego działania Pana Boga w moim sercu, Jego łaską. 
Inna z tych nutek, to duszpasterstwo i ludzie, którzy swoim uśmiechem, takim zwykłym, zupełnie zwykłym, pomagali oderwać się od smutku. Nutka ta co prawda, ostatnio mnie mocno ukuła, szczególnie jedna, ale ... ale nie wszystkie przecież są fałszywe, prawda?
Jest jeszcze kilka tych nutek, ale trzeba za chwilkę wybiegać na fakultet o Wyspiańskim. Wszystkie te nutki składają się na przedziwną melodię, która jest dla mnie trudna do zaśpiewania... ale jednak wychodzi czysto. 

Myślałam ostatnio: "tonę". Ale przecież Piotr też tonął... i kto go złapał za rękę?

piątek, 14 grudnia 2012

moja definicja

Moje:
  • zranienia
  • grzechy
  • czyny
  • cechy
nie definiują MNIE.

Moja nieśmiałość to nie ja. Mój ból to nie ja. To co zrobiłam, to nie ja. 

Na razie wiem, kim nie jestem.

Ogromny postęp.

piątek, 7 grudnia 2012

ciemnieje za oknem

Zimowy wieczór. Serio, za oknem biało, koślawy bałwanek moich koleżanek stoi z zielonym gałązkowym uśmiechem a wokół wszystko spokojnie pogrąża się w szaro- granatowym kolorze. Smutnawo.
Od samego patrzenia robi się zimno. Przydał by kominek z trzaskającym ogniem, albo chociaż ognisko :P. 

Dokładnie za dwie godziny ważna rozmowa. 
Trzeba mówić, że moje serce dziwnie się zachowuje? Boję się, boję, nieszczęsna. 

No nic.

Gorączka myśli. Iść, nie iść? 


sobota, 1 grudnia 2012

zawsze przejmująca

Czemu ja zawsze się wszystkim przejmuję? Dlaczego jedno zranienie boli mnie tyle lat? Dlaczego nie umiem przejść nad problemami, jak nad kałużą? 
Dlaczego się zawsze przejmuję... 

Jak widać chciała bym być inna.

... a dziś, w Poznaniu padał śnieg, nieśmiało, taki drobniutki. Przymrozek szczypał policzki.
 Spacer w miłym towarzystwie, światła, i piękno Starego Rynku. Tam już stoi choinka (zaskakujące, jak wszystkim się śpieszy do świąt!), ludzie przechodzą, przechodzą, przechodzą. Wypowiadają słowa, czasem wybrzmiewa śmiech. Jak wiele usłyszały już te stare kamienice? Dziś np. słyszały świetny, romantyczny kawałek Johna Mayera. Przypomniała mi się Kasia (przypomniało mi się też, jak bardzo za nią tęsknię)
Taki miałam dobry humor dziś.
Tak mi teraz smutno... 

zawsze smutas

Ps. jak długo można czekać na odpowiedź

niedziela, 21 października 2012

Jestem

...smutna.

Jutro, tj. w poniedziałek: o 6:00 zadzwoni budzik. Dziewczynka, rozczochrana wygrzebie się spod kołdry i poduszek żeby wyłączyć piszczącą komórkę i stwierdzi, że jest jeszcze całkiem ciemno, i że w łóżku jest tak ciepło i miło, a za oknem jest zimno i mgła snuje się w słabym świetle ulicznej latarni. Posłucha chwilę odległego dzwonienia tramwaju, zaspana zmówi : "Pod Twoją obronę.." Wstanie, ubierze się i zje śniadanie bez apetytu. Zaścieli łóżko, założy płaszcz obwiesi się torbami i stanie na starcie - tj. na progu. Do biegu, gotowi... start!
O godzinie 20:00 stanie na mecie, zmęczona, z wrażeniem, że wstawała wczoraj, a nie dzisiaj. Znów zapomni że dziś nie wtorek... . Pomyśli przed snem.. : "przepraszam Cię, Jezu, jestem taka zmęczona". I zaśnie, zanim On zdąży odpowiedzieć..
Następnego dnia o 6:00 zadzwoni budzik... (...)





"Talitha kum, mówię Ci, dziewczynko, wstań..."

Nie mogę..

Jestem smutna.
Tęsknię za Tobą, wiesz?


piątek, 17 sierpnia 2012

sztorm

i ja. 
ja w sercu burzy. burzy emocji i nieprzyjemnych zdarzeń. Sytuacji, które obciążają barki i przyginają do ziemi. Burza i ja. Sztorm nerwów i niemiłości.  Nie kochania.

Ostatnio tak jest non stop. Najgorzej było w tamtym tygodniu, zresztą widać to po notkach. Ale.. najpierw ta piosenka w której jakby na złość wplecione są słowa Ewangelii, a potem Maryja mnie pociągnęła ku górze, bo już tonęłam. i to dosłownie. A potem spowiedź, jak cud... i nagle zaczęło się robić źle.  Jak nie po spowiedzi.
Przypominam ostatnio kolejkę górską. Raz na górze, raz na dole... na górze, na dole, na górze, na dole.... i tak w koło. Na okrągło. Nieustannie. Dziś myślałam, że nie zniosę. Rano lepiej; późnym ranem koszmar; południe - ok; popołudnie -dół; wieczór i aktualnie - w porządku. Raz po raz. Ale nie o tym chciałam pisać. Jest bowiem ktoś dzięki komu nie załamałam się jeszcze totalnie.
Bo popołudniu dokładnie 6 słów trafiło we mnie, jak 6 ostrych strzał. Jedno zdanie i runęła moje nowo nabyta nadzieja. Słowa.. mogą boleć. Przebijają serce. Czuje się je jeszcze bardzo, bardzo długo, a pamięta na zawsze. Czułam się bezwartościowa, zmęczona, bezsilna... smutna. Poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i zapytałam siebie : "Co ja mam teraz zrobić". I wtedy pomyślałam, w ułamku sekundy, że nie siebie powinnam o to zapytać. Otworzyłam Pismo Święte na chybił - trafił i przeczytałam:

27 Czemu mówisz, Jakubie,
i ty, Izraelu, powtarzasz:
«Zakryta jest moja droga przed Panem
i prawo me przed Bogiem przeoczone?»
28 Czy nie wiesz tego? Czyś nie słyszał?
Pan - to Bóg wieczny,
Stwórca krańców ziemi.
On się nie męczy ani nie nuży,
Jego mądrość jest niezgłębiona.
29 On dodaje mocy zmęczonemu
i pomnaża siły omdlałego.

30 Chłopcy się męczą i nużą,
chwieją się słabnąc młodzieńcy,
31 lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,
otrzymują skrzydła jak orły:
biegną bez zmęczenia,
bez znużenia idą. 
(Iz 40, 27-31)

 Poczułam mieszankę wszystkich uczuć świata. I zaufałam Panu. Po długim błądzeniu po grząskich obszarach niewiary.. nagle zrozumiałam, że to odpowiedź. Odpowiedź na moje zmęczenie, bezsilność, smutek. 
Nie mogę powiedzieć, że nagle mój nastrój się odmienił, że los się odwrócił, że przypominam teraz wesołego skrzata pląsającego po bajecznie kolorowej łące wśród tęczowych baniek mydlanych. Nie. Przypominam teraz bardzo smutnego skrzata siedzącego przed laptopem i słuchającego w kółko jednej i tej samej piosenki. Nie odmienił się mój los, ale poczułam, że nie jestem sama, że mam wsparcie i to nie byle jakie. Bóg- Stwórca wszystkiego, pochylił się najniżej jak się da. Interesuje Go los tak małej, nic nie wartej istotki jak ja tutaj. 
Wymiękłam. 
Jak wszystkie misie mam bardzo mały rozumek.. i nie obejmuje on tego w najmniejszym stopniu. 
Najpierw zmiażdżona i teraz taka mała jak paproszek. I On. Wielki Bóg. 

Bardzo mała i bardzo Wielki.

do licha 

To był koszmarnie trudny dzień. Za to zakończony przemiłym spacerkiem z najcudowniejszą przyjaciółką. 
A teraz zmęczony, smutny skrzat musi odpocząć. za dużo wrażeń (przed chwilą napisałam słowo "dużo"
 przez "rz"). Naprawdę muszę iść już spać.

Bańkowych snów


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

nie żyję naprawdę umieram powoli

tęsknię za Tobą... jestem taka zmęczona. jest tak.. ciemno. tak zimno.

powiedz mi to, co córce Jaira. powiedz mi

...wcale nie umarłaś lecz śpisz...

nie żyje naprawdę, umieram powoli

Talitha kum,
Mówię Ci dziewczynko wstań,
Ona nie umarła,
lecz śpi,
jeszcze życie wyjdzie Ci...

Love story, Talitha kum

Nie chcę więcej pisać. Te słowa mówią wszystko. 
Dziś pada. Jest zimno... temperatura otoczenia zlewa się z temperaturą niepokoju w sercu. I lęku. 

Kiedy usłyszałam to- Talitha kum - mówię Ci, dziewczynko, wstań ... coś zrozumiałam.

 

sobota, 21 lipca 2012

tyryry

Komputer cicho szumi, tyka zegar z Kubusiem Puchatkiem (na które urodziny mogłam go dostać?!), ja otulona niepokojem, słuchająca tych dźwięków i zastanawiająca się nad tym pięknym banałem, który tworzy się w mojej głowie, kiedy tylko próbuję coś wyrazić. Nie opędzę się od kwiecistości. No dobra... Nie chcę pisać, co się dzieje... bo się boję. Chciała bym wiedzieć, co siedzi w moim sercu i kim jestem. Dlaczego jestem daleko od Boga, i czemu On na to pozwala.. czy ..
eh
głupia

róża na białym kubku po zielonej herbacie ze świeżą miętą, ból głowy, ciężka senność i niepokój.

 Nie lubię być sama, a tak często jestem.

Myślę, co by to było, gdyby mnie nie było.

Bullshit.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

i tak

Eh. Ciężko na sercu. Śpiąco pod powiekami. Wstałam dziś o 4:30 żeby przyjechać wcześniej i pouczyć się z dziewczynami (swoją drogą, jak super jest uczyć się razem!). Nie wyspałam się, ale przynajmniej wyluzowałam i na chłopski rozum wzięłam całego tego licencjackiego potwora. Nerwy wiszą w powietrzu, ale oganiam się. Nerwy natrętne i bzyczące. Ohyda.
Pogoda wietrzna, kapryśna jakaś. Trochę, jak ja dziś. Jakieś dzisiaj obie jesteśmy nie tego. Zmienne, trochę zimne, nie wiadomo o co nam chodzi. Kobiety.

Jerycho. To spotkanie było cudowne. Jakie dziwne są dla mnie myśli Twe Boże... . Nie mogę ich pojąć.  W sobotę usłyszałam mnóstwo słów skierowanych do mnie. dopiero kiedy je usłyszałam, okazało się, że na prawdę potrzebowałam je usłyszeć. Ostatnio widzę, jak Bóg działa w moim życiu. Jak idealnie to widzę! A tak mała jest moja wiara. Bóg jest wielki, a ja mała. WIELKI - mała.

Jak ja to robię..

A stary człowiek i tak mnie znów zwyciężył. Wczoraj. Idę dziś poprosić Pana, żeby go znów pokonał... . Jaka ja jestem słaba... a jaki On silny. Czemu więc...

nieważne.

Z dzisiejszych wysiłków naukowych.


a u mnie Goliat zbyt często zwycięża.. .
Dawidzie... . Jak Ty to, u licha, zrobiłeś?!

środa, 20 czerwca 2012

Schowaj mnie..

Zaplątałam się ostatnio w grzech. O cienkich ostrych kolcach. Z początku wydawał się być piękny, jak kwiat. kuszący. Dałam się złapać. Cała się poraniłam i podrapałam, szarpiąc się i rzucając, panicznie bałam się, że się nie wydostanę. Kiedy opadłam z sił, mógł podejść Pan Bóg i mnie ostrożnie wyplątać. Opatrzył moje rany. Jeszcze się goją. 

eh.. bolało. Kilka dni zajęło mi zrozumienie, że bez Niego nic nie mogę. Bo znów sama chciałam działać, znów nie zaufałam. A potem dałam się omamić. Zły czekał na okazję. Nie poradzę sobie sama, a uparta jestem jak osioł. Ciemność mnie ogarnęła. Ale dla Niego ciemność nie jest ciemna. Poszedł po mnie. 

Zosia samosia. Załatwiłam się na szaro. Teraz leczę rany. 

Dobra, dość metafor i poetyckiej szmiry. Nie za wesoło jest ogólnie. Nauka do obrony idzie mi słabo, ciężko, mozolnie i źle. Psychicznie siadam: bo stres; bo dom, a w nim kłopoty, bo bliska mi osoba cierpi, bo nie wiem co dalej; bo mam problemy duchowe; bo on się nie odzywa; bo czuję się nieważna dla nikogo (On, On, czemu tak mało znaczy dla mnie miłość Boga?!), bo... no bo.. . 

"Vowels in English" i innych 39 przyjaciół w tym guście. Zmęczenie psychiczne mnie miażdży. Kusi mnie myśl, żeby się poddać.

Patrzę sobie w oczy Matki Bożej Niezawodnej Nadziei. Bo mam jej obrazek, rzecz jasna. Chciała bym się tak w nią wtulić, jak Jezus. Tak schować się pod Jej płaszczem. Schować się przed samą sobą, przed moją słabością, niewiarą, beznadzieją, nieufnością, zranieniami,  przed... strachem. 




wtorek, 12 czerwca 2012

Przenikasz i znasz mnie

Fakt, że ostatnio przypomniałam sobie o psalmie 139 sprawił, że dziś się nim pomodliłam. Zaraz po Namiocie Spotkania, ale o tym za chwilkę. Modląc się słowami tego psalmu ogarnęło mnie przedziwne uczucie... mianowicie poczułam jaką relację ma do mnie Pan Bóg. I skojarzyło mi się to.. z relacją zakochanych. Odkryłam dziś w tej modlitwie, jak Pan Bóg zabiega o mnie - przenika mnie, zna mnie najlepiej bo po prostu całkowicie. Ukształtował moje serce, mój wygląd, mój charakter - całą mnie poznał jeszcze zanim się urodziłam. Znał już moje uczynki, znał moje życie, problemy, radości, zainteresowania.  Wszystko o mnie wie. Wie kiedy siedzę i wstaję, zna każdy mój ruch, patrzy i czeka na odpowiedź. Odpowiedź na te wszystkie niezwykłe dzieła jakie uczynił, by wyrazić swoją miłość do mnie. A ja? Trochę jak ta zakochana dziewczyna, boję się podejść i zagadać wprost. Bo może mnie odrzuci... . 
Czemu nie ufam do końca Bogu? Przecież nikt nie dał mi tak wielkich dowodów miłości. I nigdy mnie nie zawiódł. 
Więc dlaczego nie ufam? To pytanie jest dla mnie zagadką. Jakie to szczęście, że chociaż Bóg mnie zna, bo ja siebie nie znam. Może warto Jemu zadać to pytanie..

Z dzisiejszego Namiotu:
 "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!" 
(Mt10,8b)

Mam być darem. Odwrócić się od siebie, a zwrócić do Boga, a przez Niego do drugiego człowieka. Codziennie. Zawsze od nowa.
Jak mało czasem rozumiem. 

Taki męczący dzień... tak dużo nauki. Spotkałam dziś moją animatorkę. Napisała do mnie na FB dziewczynka z mojej grupy, która podczas spotkań nie mówi więcej niż "tak" lub "nie". Wzruszyłam się. 

Szczypiący sen pod powiekami, próbuje je zmusić do kapitulacji. No way. 

Bóg jest zakochany w każdym człowieku :) 
czy to nie jest piękne?

niedziela, 27 maja 2012

Tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym...

Koślawy nastrój. Milion niepotrzebnych myśli. A może tylko mi się zdaje, że niepotrzebnych... czemu przyjaźń jest taka trudna, dlaczego my musimy ciągle ranić, ranić, ranić... . 
Myślenie o człowieku, podczas gdy samemu jest się człowiekiem. Ranię i jestem raniona.
Ciężko jest wybaczyć komuś, kto nie okazuje nawet w najmniejszym stopniu, że jest mu przykro, wybaczyć, komuś na kim mi zależy, a kto nie potrzebuje tego wybaczenia. Wybaczyć po cichu, pokornie, w tajemnicy... 
Ja potrzebuję wybaczyć, ale to jest takie trudne. Ileż mocniej to boli, gdy druga osoba uważa, że nie ma o czym mówić, że to błahostka... . Przyjaciel.. Czy to na pewno przyjaciel?

Cisza, cisza... smutno

Jutro zaliczenie z tłumaczeń, trzeba zabrać się do pracy, zapomnieć o kłopotach natury moralnej, etycznej i zwyczajnej. Zapomnieć że kocham. Zapomnieć, że jestem, gdy mówię że kocham

Słowa i myśli, myśli i słowa - same grają w przedziwną grę, której jestem częścią. Planszą, kostką. Zagadką sama dla siebie. 
Jakim cudem mieści się we mnie aż tyle uczuć? I czemu te uczucia przeszkadzają mi we wszystkim, nawet w modlitwie... . 
Bałagan w pokoju i w sercu. Mokre, pachnące włosy, zeszyt, niepokój.

Zagubiona w czynach i myślach. W przestrzeni niedostępnej dla nikogo z wyjątkiem Boga. Może dlatego nikt inny by tego nie zrozumiał. Ale strach przeszkadza mi schronić się pod Jego skrzydła. 

Jeż

poniedziałek, 14 maja 2012

I tak..

Lżej na obciążonym sercu... o kilka miligramów. Opłacało się przełamać. UAM i UW odwiedzone, wiem już dość by trochę się ukierunkować.
Nie jest idealnie. Zawsze chciałam być perfekcyjna, a teraz na każdym kroku odkrywam jaka jestem... naprawdę. Żadne z określeń przychodzących mi teraz do głowy nie nadaje się do wystukania publicznie. Co ciekawsze - w tych moich obecnych - wiecznych zwątpieniach, Bóg mówi mi, że jestem wspaniała. Ja, że nie jestem, On mi, że jestem... i tak w kółko. Nie żebym Mu nie wierzyła... to mi pomaga. Pozwala zachować umiar, to równoważy moją wartość, jeśli mogę to tak ująć. Widzę ten proces kątem oka. Sama nie wiem, jaki jest jego cel, do czego to prowadzi, ale zaczyna się to klarować. Mimo upadków idę do przodu. To dla mnie jedyne wyjście.
Oprócz czysto życiowych odkryć (całkiem pozytywnych, jak na mnie) jest ten licencjat, prześladujący mnie dniem i nocą. I dobrze mi tak. Muszę o nim myśleć. To mnie mobilizuje ciągle i ciągle, zmusza by myśleć, jak i z której strony to ugryźć.
Nie idzie to, ale nastawienie własne informuje mnie, że ruszy. Wiem to. Jutro, bowiem, ruszam do biblioteki.
Co mnie dziś zaskoczyło? Jak zwykle post na blogu hehodos . Przeczytałam w nim że:

"Jeśli wobec problemów, które nas spotykają, zaczynamy uciekać w filmy, muzykę, alkohol, albo próbujemy sobie to kompensować w jeszcze inny sposób - nie jest to rozwiązanie"
Akurat skończyłam oglądać drugi z kolei odcinek Housea. Przykre, ale prawdziwe. Łatwo jest uciekać, a ja jestem typem "uciekiniera".

Sama nie wiem, czego potrzebuję. Porządnego kopa, czy przytulenia? Jedno i drugie fizyczne - to o czymś świadczy?

Idę.
Dziś coś się zmieniło. Dziś coś tam dało znać o sobie. Światełko w zamglonej ciemności.
Nadzieja.

niedziela, 6 maja 2012

Kiedy fale mórz chcą porwać mnie...

Niedziela. Pół godziny przede Mszą robiłam Namiot Spotkania i zachwyciła mnie dzisiejsza Ewangelia, to co Bóg mi przez nią powiedział. Jestem gałązką. I ta świadomość dała mi dzisiaj szczęście. Bóg odpowiedział w prosty sposób na moje wątpliwości.

A ogólnie to...
  • Czegoś nie rozumiem.
  •  Przed czymś uciekam.
  •  O coś walczę. 

Ale z reguły uciekam. Nie będę się nad tym rozwodzić, muszę to pokonać...

Biurko zawalone papierzyskami, jutrzejsze kolokwium wisi w powietrzu, sporo wątpliwości w sercu, i tak się ma sytuacja o godzinie 16:42 dnia dzisiejszego. 
Bez tak pięknie pachnie.

wtorek, 17 kwietnia 2012

i tak..

Poranek za mną. Tłumaczenie na stylistykę rosyjską skończone. Jakiś czas temu powiedziałam Natalce, że mam problemy z uczeniem się, bo wynik mojego wysiłku jest taki, że i tak nic nie umiem, a jak już to mało (swoją drogą, ciekawe zjawisko przyrodnicze...). Ona, rzecz jasna, zapytała mnie, czy uczę się z Nim, co sprawiło, że mnie totalnie zatkało. Nie wiedziałam, że można uczyć się z Bogiem ;) . Widać, można i muszę przyznać, że skutkuje. Natalia poradziła też, żeby wziąć sobie świętego patrona od każdego przedmiotu, żeby to prowadził i się opiekował. Zrobiłam tak. Muszę przyznać, że... skutkuje ;) . Przede wszystkim jestem spokojniejsza a problemy naukowe rozmyły się. Zauważam właśnie, że nie ma ich za wiele.

Taka mała dygresja. Dzień jak dzień. Jak ja lubię opisywać zwyczajność! Bo moja zwyczajność jest mocno naznaczona niezwykłością, i to jest wspaniałe.
W ogóle lubię pisać.

14:15 - marsz na zajęcia. Potem może biuro. Muszę dziś naruszyć dziewicze, jak na razie, zagadnienie, które mam przygotować na kolejne warsztaty dyplomowe. Takie zwyczajne plany.

Wyjazd do Częstochowy na pielgrzymkę akademicką, w jednej chwili przestał być dla mnie możliwy. Z pewnego powodu - wyjazd się przesunął. A ja w piątek mam warsztaty i niestety, nie zamierzam ich opuścić. Tak trochę.. smutnawo. 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

codzienność

Dzień za dniem. Noc za nocą. Codzienność. To słowo kojarzy mi się ze spokojem i miłością. Być może dlatego, będąc osobą często niespokojną i tęskniącą za miłością, bałam się codzienności. Bałam się rozczarowań. Nadal się ich boję, ale coś się zmieniło, nie jestem tylko do końca pewna, co. Wiem, że ma to związek z Bogiem, który przemienia moje życie. Wielu rzeczy nie rozumiem. Podczas Namiotu Spotkania czuję się jak tuman... jak podrzędny uczniak, który nie jest w stanie zrozumieć tematu. Bóg mówi do mnie, a ja wiem, że to jest ważne, i fakt, że nie rozumiem sprawia, że jestem wobec tego bezradna. I powoli dochodzę do wniosku, że właśnie to jest naturalne, że człowiek jest wobec Boga takim małym pyłkiem, jest taki słaby, taki... ograniczony. Bezradny. Ale widzę, że Bóg z wielką czułością się tym zajmuje, krok po kroku prowadzi.
Zaufanie Bożej Woli i Bożemu prowadzeniu kojarzy mi się ze zgodą na zawiązanie szczelnie oczu i w dodatku chodzenie w totalnej ciemności, będąc prowadzonym przez osobę, która nie tylko nie ma zawiązanych oczu, ale również ciemność "nie jest dla niej ciemna". Oddanie się komuś, stracenie kontroli nad swoim życiem, nad swoimi ruchami, nad tym co robię. Ja się tego cholernie boję, i Mu to często powtarzam. Boże, ja się koszmarnie tego boję, wiesz? Jestem pewna, że wie.
Myślę jednak, że chodzenie bez Boga w tych ciemnościach jest znacznie gorsze... . Odkryłam, że z Bogiem czy bez Niego, otaczają mnie właśnie takie ciemności. Moje życie biegnie, nie wiem nawet dokąd, jak ma wyglądać, po co żyję, czy spotkam miłość... czy zasługuję na miłość. Oh, tyle jest we mnie kolców lęku. Różnych lęków. Bóg je wyciąga po kolei, i nierzadko zdarza mi się uciec jeśli zaboli. A cierpienia nie da się uniknąć.

Ogarnia mnie pokój. Piękny owoc Ducha Świętego. Właśnie skończyła się Niedziela Miłosierdzia... to był piękny dzień.

Bądź uwielbiony, Panie, w deszczu, który chlupie za oknem, w jego muzyce, której jesteś Autorem. Bądź uwielbiony w każdym uderzeniu mojego serca. Bądź uwielbiony w każdym ruchu rzęs. W uśmiechu.
Bądź uwielbiony, Panie. 

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

gloria in excelsis deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis!

"...O, jak niepojęta jest Twoja miłość: aby wykupić niewolnika, wydałeś swego Syna. O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel! O, zaiste błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę zmartwychwstania Chrystusa..."

Brakuje słów. Jak zawsze, gdy pragnę uwielbić Boga. 
Wielki Post, był dla mnie czasem wyjścia z mojego Egiptu. Święte Triduum Paschalne przeżyłam bardzo głęboko, dostrzegłam piękno, i ono po raz kolejny odkryło się przede mną bardziej. Pan mnie przygotowywał na ten czas bardzo pracowicie. Codzienna Eucharystia, Notatnik na Wielki Post, Codzienny Namiot Spotkania, oazy po drugim stopniu ONŻ. Wszystko. On sam się zatroszczył o to, żebym ten czas przeżyła i przyjęła łaski, które dla mnie przygotował. Jeśli dziwnie się to czyta, to tylko dlatego, że w swojej nieudolności nie umiem wyrazić mojego zadziwienia, zachwytu, i wdzięczności za tak niezasłużony dar. 
W Wielki Czwartek dzięki mocy Ducha Świętego, byłam świadkiem ofiary która działa się między Ojcem i Synem, ze względu na mnie. Na nas - bo odkryłam też na nowo że jesteśmy wspólnotą. Odkryłam Miłość. Ujrzałam Ją, zapragnęłam Jej, i odkryłam że już Ją mam. Zdziwiłam się :D . Ja podczas tego Świętego Czasu non stop chodzę zdziwiona :D (muszę śmiesznie wyglądać :P ). On zgładził mój grzech, zabił go, zniszczył. Grzech nie jest już moim panem, ale Panem moim jest Chrystus. Nie mam już żadnego problemu :) wychodzi na to. Po prostu tak jest. Ja się rozsypuję, a On mnie na nowo składa podczas każdej Mszy Świętej.
W Wielki Piątek, ujrzałam krzyż. Było mi coraz trudniej uczestniczyć, stopniowo, w Liturgii, gdyż z dnia na dzień coraz bardziej brała mnie choroba. Z Wielkiego Piątku, pamiętam najbardziej adorację krzyża, i przyjęcie Komunii, no i podpieranie boku ławki, bo nie dawałam pod koniec rady (antybiotyk zwalił mnie z  nóg). Ale starałam się chwalić Go chwalić mimo to. Zła byłam i jestem na tą chorobę. 

Podczas Namiotu Spotkania z Wielkiego Piątku przeczytałam o męce Chrystusa, którą zamierzałam rozważać, ale doczytałam aż do grobu, i moją uwagę przykuło coś innego. Kiedy Jezusa pozostawiono w grobie, Maria Magdalena i druga Maria usiadły przed grobem i tam zostały czuwając. Pomyślałam sobie : ojeju... nie wiedziałam. A ja, jak robię? I zamyśliłam się nad tym cichym czuwaniem przy grobie, po całej tej "burzy" cierpienia, męki Pana, męki oglądania Jego cierpienia przez osoby które Go kochały, a jeszcze nie były w pełni świadome że na ich oczach rozgrywa się święta ofiara Syna Bożego, ze względu na nich.. Zamyśliłam się nad kobietami, które ukochały Mistrza i zostały przed grobem... zastanawiałam się co czuły. A dzień później w Wielką Sobotę, kiedy i ja usiadłam przed grobem na pół godziny, stwierdziłam, że ja nie umiem Go adorować... koronka, różaniec i wszystkie inne modlitwy i słowa wydały mi się niestosowne, jakieś niezgrabne, ... wtedy przypomniałam sobie adorowanie dwóch Marii... postanowiłam nie wczuwać się w ich rolę, ale w swoją własną. Osoby która była świadkiem męki Pana, dzięki mocy Ducha Świętego, dzień wcześniej. I pomogło.  patrzę na ten mały akt pomocy ze strony Jezusa (bo ja Go nawet, głupia, nie umiem adorować!) i widzę, że On mi wszystko ustawia, układa... ja taka nieudolna, właściwie nie muszę prawie nic robić... On mną kieruje, nie muczę niczego się bać. Szkoda, że tak rzadko w to na prawdę mocno wierzę... . 
Co więcej gdy robiłam ten Namiot Spotkania, chciałam wybrać Ewangelię z Liturgii Wielkopiątkowej, ale nie chciałam już włączać komputera żeby sprawdzić z jakiej Ewangelii będzie czytana męka Pańska (gdybym go włączyła przepadła bym z pewnością na kolejne "chwilki", a więc na godzinę). Postanowiłam wybrać samodzielnie ewangelię, stwierdziwszy, że w końcu nie musi być to Ewangelia z Liturgii. Nie wiem skąd pojawiła mi się myśl "Mateusz", i bez namysłu otworzyłam Ewangelię wg. św Mateusza. Okazało się, że to właśnie ta ewangelia była czytana tego dnia. 
I jak tu nie ufać Bogu :)

Choroba nie pozwoliła mi uczestniczyć w Liturgii Wigilii Paschalnej (nierozsądnie wybrałam się do kościoła i po 30 minutach wróciłam, cud że nie zasłabłam). Niedziela Zmartwychwstania upłynęła mi na nieustannym duszeniu się kaszlem. To przeszkadza w świętowaniu, i powoduje swoiste zaburzenia radości, co nie znaczy, że nie ma jej w sercu :). Jestem zła na chorobę. Cały ten dzień wydaje mi się zmarnowany. 

Mimo to, widzę jaki ważny był dla mnie ten czas, i jak starannie Pan Bóg przeprowadził mnie przez niego. Zadziwia mnie to i każe zastanawiać się, jak wielka jest Jego Miłość do mnie, takiej małej, połamanej, zagubionej, nieudolnej... . Wywyższa mnie. Zmienił moje patrzenie na Mszę Świętą (dwa dni bez Eucharystii! Koszmar.) cały czas uczy mnie, jak się modlić.
Mistrz. Nauczyciel. 

Nie mogę się nadziwić. Złości mnie kaszel i to, że nie umiem napisać tego wszystkiego tak, jak bym chciała.
Jedyne słowo, jakie wydaje się odpowiednie by podsumować to co czuję, to co przeżyłam podczas Wielkiego Postu i Świętego Triduum, to:

ALLELUJA!

czwartek, 29 marca 2012

"Nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia..."

Jestem ostatnio codziennie na Mszy Świętej. Wojtek powiedział mi kiedyś, że nic tak nie umacnia jak codzienna Eucharystia. On użył innych słów wtedy, ale do licha, nie mogę sobie tego dokładnie przypomnieć. W każdym razie sens jest ten sam, co więcej, właśnie tego doświadczam, bo jakoś tak od tamtej pory towarzyszyły mi te słowa, ale myślałam o nich z jakimś takim odcieniem pobłażania. Nie dowierzałam, jednym słowem. Teraz widzę, jak dużo mi daje codzienna Komunia Święta, codzienna modlitwa i uczestniczenie w Ofierze Chrystusa. To jest bardzo niepozorna pomoc, która okazuje się pomocą niebagatelną. Niezwykłą. Bardzo pokrzepiającą, nawet jeśli całą Mszę Świętą się przepłacze z przyczyn "przeciążenia serca" uczuciami i wydarzeniami bogatymi w całą gamę emocji. Uzdrowienie ma miejsce, dokonuje się, nawet jeśli od razu tego nie widzę. Działanie Boga jest subtelne, lekkie i pokorne, jak On sam, choć na prawdę brakuje słów by Go opisać, a te których używam wciąż wydają się małe. 
Zaczęłam od świadectwa o uczestnictwie w codziennej Ofierze, bo kilka dni temu, na jednej z nich, usłyszałam podczas Homilii bardzo ważne słowa, i myślę, że warte podzielenia się z osobą, która teraz być może czyta te słowa, zważywszy, że jednak to jest Internet, a jego potęga sięga na prawdę w najdziwniejsze miejsca świata ;-) .
Kiedyś nie umiałam zrozumieć cierpienia. Po prostu ufałam, że tak musi być i że z Bogiem zawsze, ale to zawsze przez nie przejdę. Przyjmowałam też fakt, że cierpienie jest potrzebne, choć, doprawdy, nie pojmowałam, dlaczego. Podczas Homilii, o której wspomniałam, usłyszałam bardzo ciekawe porównanie, które otworzyło mi oczy na tę sprawę i pozwoliło spojrzeć na cierpienie z innej perspektywy. Gdy ojciec uczy swoje dziecko pływać, nie stanie na brzegu z założonymi rękami patrząc, jak jego dziecko tonie. Nie powie : "spokojnie, synu, tak trzymaj, za chwilę na pewno Ci się uda. Jak nie teraz to za jakieś 5 kilometrów". Nie ma takiego ojca. Ojciec poda rękę, wyciągnie dziecko bezpiecznie, a już na pewno nie dopuści do sytuacji w której dziecku mogło by grozić niebezpieczeństwo. Nie. Raczej będzie uczył je pływania w sposób kontrolowany. Mnie tata też uczył kiedyś pływać. Podtrzymywał mnie, aż poddałam się wodzie, a potem stopniowo mnie puszczał, choć kilka razy ze strachu szarpnęłam się rozpaczliwie, czując, że tata mnie puszcza. Ale on był i zawsze mnie podtrzymał, a kiedy zaufałam że on jest cały czas, i czuwa, i nie pozwoli mi utonąć, poddałam się wodzie i ufnie pozwoliłam się pokierować. Za chwilę tata zabrał rękę i pływałam oto samodzielnie. I podobnie jest z życiem - cierpieniem. Jeśli Bóg dopuszcza cierpienie (ponieważ wszyscy wiemy, że nie zsyła cierpienia), to czyni to w sposób kontrolowany. Zawsze czuwa, gotowy by mnie złapać, gdy zacznę tonąć. Nie pozwoli mi zginąć (pamiętacie ten fragment, gdy Piotr szedł po jeziorze? :-> Bardzo żywo stanęła mi przed oczami ta scena, gdy usłyszałam te słowa). Więc Bóg uczy nas "chodzenia po morzu naszego życia" ( cytat z ulubionej piosenki mojej cudownej Animatorki --> CLIK <--, a której to piosenki bardzo długi czas nie cierpiałam :-D) i czyni to w sposób kontrolowany, wykorzystując najróżniejsze sytuacje, potrzebne byśmy się czegoś mogli nauczyć. Nauczyć się chodzić po wodzie. Przy tym, zawsze jest, gotów pochwycić za rękę, gdyby jednak przyszło zwątpienie a siły opuściły. 
Może nie odda to całkiem głębi, istoty cierpienia, które nabiera sensu w kontekście wiary. Ale mi, po raz pierwszy, pozwoliło coś zrozumieć. I jest to dla mnie ogromne odkrycie. 

Co więcej, muszę przyznać, że Pan stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi ostatnio. Najwspanialszych. A z nich, najwspanialszy jest On sam, z którym spotykam się codziennie.
Za to chwała Panu ;) . 

Poza tym jestem pod głębokim wrażeniem ostatniego spotkania z moją małą Grupką ;). Dziewczynki wyprodukowały, bowiem, wspaniałe "tłumaczenie" modlitwy Pańskiej, które umieszczę być może w następnym tygodniu na łamach mojego nieudolnie prowadzonego bloga, bo jest czym się pochwalić. Jestem z nich dumna. To cudowne małe aniołki, i z kilkoma z nich zobaczę się w sobotę podczas dni młodzieży w Siedlcach, z czego ogromnie się cieszę, a co choć w połowie rekompensuje mi fakt, że nie wracam na weekend do domu. A chcę wracać, bardzo, z wiadomych mi przyczyn.

Eh. Wieczór. Zachód przedziera się jaskrawo przez grubą warstwę ciężkich, szarawych chmur. Na szybie kropelki pozostałe po niedawnym deszczu, wyglądają, jak kryształki. Z placyku zabaw przed blokiem słychać piski i wrzaski, czyli odgłosy typowe dla zbliżającego się ciepłego czasu, i uparcie kojarzą się z wakacjami, albo z początkiem września ;-) . Skojarzenia, skojarzenia... . 

Wracam do tłumaczeń, które potraktowałam właśnie po macoszemu, a przecież to dla nich, nie poszłam na wieczór chwały! Wracam do nich, wracam.. taka ofiara jednak nie powinna być zmarnowana. Niech choć, Pan będzie uwielbiony w mojej nauce ;-) . I we mnie. I w tych słowach. Chwała Tobie, Panie!

"Przytul w ten czas nie ludzki swe ucho do poduszki, bo to co nas spotyka, przychodzi spoza nas..."

I tyle. Wieczór dalej jest wieczorem, a tłumaczenia, tłumaczeniami. Wszystko jest na swoim miejscu. 

:* 

piątek, 23 marca 2012

Tyryry

Ale ładny dziś dzień ;) chyba przywiozę aparat. Aż, żal nie strzelić fotki.
Słoneczko wszędzie eksponuje swe wdzięki, aż się człowiek sam do siebie uśmiecha. Pan Bóg miał świetny pomysł. Ostatnio zastanowiłam się nad tym - jak Pan Bóg stworzył takiego człowieka, który zawsze bezbłędnie cieszy się tym samym pięknem, tym samym słońcem. Dla nikogo rzeczy brzydkie nie są piękne. Kolejny dowód na to, że wyszliśmy spod ręki tego samego artysty :) . 
Powoli się układa... czy to nie piękne? 
Nie ma nic tak wspaniałego jak widocznie działająca w życiu łaska. 

Jutro spotkanko, ciekawe... czy znów nikogo nie zastanę ;) . 

Za chwilę marsz do biblioteki.

Życie nabiera koloru dopiero, kiedy z Nim jestem. To obfituje w znaczenie. 

;*

czwartek, 22 marca 2012

Wróciłam do żywych

 Szukanie siebie to intrygujące zajęcie, chociaż wyczerpuje siły.

Postanowiłam iść za głosem Pana, bo doszłam do wniosku, że i tak chodzę w ciemności, więc może mogę kierować się głosem... . Tylko nie jestem do końca pewna, czy Go słyszę.
Bardzo chcę.

Chcę dowiedzieć się kim jestem i być tym kimś. Chcę wiedzieć, co mam robić.
Ale ciągle nie wiem.. .
Bardzo chcę..

Czemu się boję?

wtorek, 14 lutego 2012

Duszę się

Leżałam w wannie z głową pod wodą, patrzyłam w sufit i słuchałam bicia mojego serca. Chciałam przez chwilę nie myśleć. Ostatnio zdarza mi się czuć tak wiele negatywnych uczuć na raz, i mieć taki mętlik w głowie, że nie mogę tego wytrzymać. Nie mogę tego uładzić. 
Chciałam znów być dzieckiem.
Ale nie otworzył się magiczny portal wiodący do Narni, przez od dziurkę od klucza nie wleciał Dzwoneczek żeby zabrać mnie do Nibylandii, a Shire tak na prawdę nie istnieje. Nie ma już ze mną Doriana. Nie ma magii. To gdzieś zginęło. 

Szum komputera. Ciężki spokój na sercu. Bezsenna senność. 
Czuję, że nie mam siły dłużej czegokolwiek nieść. 

Dzisiejsze spotkanie z moimi Kochanymi Aniołami, niestety, choć udane, nie polepszyło sprawy... . 
chciała bym z kimś porozmawiać.

Ale słowa są zdradzieckie. Nie układają się w słowo "pomoc", kiedy trzeba.

niedziela, 12 lutego 2012

"chciałbym drogę i czas w przybliżeniu choć raz mieć podane..."



Wyjechać gdzieś daleko. gdzieś gdzie nie ma mojego ciała. gdzieś gdzie wszystko wyda się łatwiejsze, a ja poczuję się bezpiecznie. i odpocznę. 

wszystko to przypomina sen wariata. wspinanie się po liniach papilarnych, jak po wzgórzach. Wydaje się proste, ale wciąż upadam. A teraz nie mogę się podnieść.
Jest taka piosenka, "chcesz rozbić taflę szkła...". Tak się czuję, i nie jestem w stanie nic zmienić. Zamknięta, związana, pozaszywane usta. 
Brzmi dramatyczne.
... ale czuję, że jestem w pułapce.
W. nic nie poradzi... zdeptał moje zaufanie, tak jak się tego obawiałam. Co teraz?


"... Boże ciężka ta droga, czemu siły nie dodasz nie prowadzisz...

a Bóg map nie rozdaje... nie wiesz dokąd iść."

-Drogi.


sobota, 28 stycznia 2012

Na białym śniegu

 Widziałyśmy dziś z Lakunią tropy na śniegu. Mam nadzieję, że to znów bażanty nas odwiedzają ;) . Biegało tu mnóstwo zwierząt.
Chciała bym pojechać do lasu. Oddychać zimnym powietrzem i po prostu zapomnieć o tym co tu zostało. A tymczasem jestem właśnie tu i o niczym nie mogę zapomnieć, chociaż bardzo się staram. Nie zwracać uwagi, nie myśleć o sprawach które bolą. Zająć się nauką, pracą. Niczym... .
Muszę przestać udawać, że nie widzę śladów na śniegu mojego życia. Bo są niepokojące.

Za oknem panoszy się zima. Czekam aż się skończy.
Z chęcią zapadła bym w sen zimowy... ale tego rodzaju ucieczka od zmartwień, podobno nie jest najlepszym na nie sposobem.

piątek, 27 stycznia 2012

W ogrodzie wewnątrz mnie.. tylko to mi się zdarza na prawdę.

Dziwnie mi było kliknąć na ikonkę z napisem "nowy post". Dawno nic nie napisałam. Może dlatego, że bardzo chciałam napisać o czymś dobrym i wesołym. 
Pesymizm wylewa mi się uszami :-P
Stwierdziłam, że nie ma co czekać na lepszy moment.
Praca licencjacka stoi w miejscu. Stoi jak zagubione we mgle dziecko, a ja nie umiem mu pomóc. Ta metafora aż za dobrze oddaje sytuację mojej pracy licencjackiej. To mi spędza sen z powiek.
Swoją sesję właściwie mam już za sobą... dzięki moim profesorom, którzy trochę nie legalnie robią nam egzaminy przed sesją. Zaliczenia + egzaminy +projekty i prace +kolokwia + stres + ja = koszmar. Ale już trochę przyschło.
Ostatnio też moje wnętrze domaga się uporządkowania... . Nasuwa się więc proste pytanie:

"Jak lizać rany celnie zadane... ?" . Że o sercu w proch potrzaskanym już nie wspomnę... .


Jak to ogarnąć. Jak się wygrzebać z tego w co się zagrzebuję? 
A poza tym jak znów się modlić? Jak być animatorką? Jak można wytrwać na tej głupiej pustyni. To nie do zrobienia... ja tak nie mogę.
Nie ja.

Więc co mam zrobić? 
Szum laptopa. Noc.. jakieś skotłowane myśli. Nic romantycznego, sam banał. 
Zero książąt z bajki.
Zero zgubionych kilogramów.
Nowe spodnie - sztuk 1
Napisanych wstępów do pracy licencjackiej - 0
Ulubiona pomadka ochronna - sztuk 1
Problemy stare - sztuk... 5
Nowe - 0


I tak kiepsko to wypadło. 
Chyba trzeba zacząć się ogarniać. (brakuje mi Basiowego "ogarnij się!"). 

buu..