niedziela, 6 listopada 2011

nic, nie musisz mówić nic

Dlaczego nic nie chce być prostsze...


palce ślizgają się po klawiaturze, błądzą... zamyślenie... smutek, jakaś melancholia.. noc. muzyka. serce, bije, boli. urywki wspomnień, skrawki myśli. Każdą odsuwam zanim jeszcze zdąży się ukształtować w czyjąś twarz, w czyjeś poruszające się usta. Ale zanim je odsunę, usta zdążą się poruszyć... co mówią? Nie słyszę.

mam wątpliwości, czy to wszystko wyrzucić z siebie. czy warto, czy można zaufać.

wciśnięta między te problemy a studia, jak zakładka w książce- ciasno unieruchomiona. Ja.

jakby zgubiona.

gdzieś zgubiłam Jezusa. Nie mogę znaleźć.



"Minął dzień. Wciąż prędzej , prędzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje ręce
ocalić od zapomnienia. "

K.I. Gałczyński; Pieśni.

czwartek, 20 października 2011

little doll

And I don't want the world to see me
Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am
go go dolls - iris

Powinnam teraz gorączkowo przygotowywać się na warsztaty dyplomowe, na jutro. Egzamin na prawo jazdy zjadł mi czas, nerwy i dobry nastrój, plus siły. I tak oblałam. O przygotowaniu do warsztatów nawet mowy być nie mogło. A teraz... myśli uciekają. Uciekają do osób ważnych, do rozterek, do burzy. Tej w uczuciach. W głowie wszystko i nic. Zamieszanie... bo sama już nie wiem. Czuję się troszkę jakbym była mało ważną lalką na półce, którą niektórzy bawią się bardziej lub mniej świadomie. Jak ćma w ogień... pozwalam sobie być taką lalką. Myślałam nad tym bardzo długo, i zauważyłam coś dziwnego. Potrzebę bliskości, miłości tak silną, że znika gdzieś mój rozsądek. 
W ogóle to wszystko jest głupie. 

Telefon milczy. Patrzę na niego i czuję zarazem radość z tego, że milczy, a zarazem czekam, aż się odezwie.
Lalka. 

Kłopot numer dwa pozostawiam sobie. Nie chcę o tym pisać. Boję się? Sama nie wiem... . Może jak o nim napiszę, stanie się on prawdą tak nagą, że w żaden sposób już przed nim nie ucieknę... .

Wszystko głupie.
Głupia, bezsilna, bezwolna lalka. 
Głupie słowa.
Głupia samotność wieczorna.
Głupie milczenie i telefon.
.. i głupie warsztaty.

Wszystko do szeroko pojętego kitu i chrzanu.


sobota, 10 września 2011

może wróci równowaga

Po wczorajszym Namiocie Spotkania - ogarnął mnie pokój. Przed snem postanowiłam "pogadać" z Panem, i przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Ciężko było się modlić, ale z chwili na chwilę po prostu stawało się to coraz prostsze, słowa same potem układały się w mojej głowie. Duch Święty. Odpoczęłam w tym czasie bardziej, niż gdybym spała tydzień ;-) . Niezwykłe. Od tej modlitwy wróciła moja lekka, spontaniczna, ufna relacja do Pana Boga, którą utraciłam ostatnio. Ciężko się o tym pisze, bo dla mnie to cud, a brzmi to jakby to było coś zwyczajnego.
Dziś jazdy szły mi tragicznie. Aż szkoda pisać. Nawet b. udane zakupy, nie poprawiły mi humoru, dopiero na krótkiej adoracji, kiedy czekałam na pociąg (by ostatecznie wrócić i tak busem ;P) jakoś udało mi się uspokoić i zapomnieć o złym nastroju, choć zasypywałam Pana Jezusa milionem pytań, opowieści i mieszanką uwielbienia i dziękczynienia na raz ;) . Ciekawe co On na tą burzę. Próbowałam się wyciszyć, i udało mi się chyba na 5 minut :P . I tak nieźle.
Wieczorem zawiązanie wspólnoty. Przyszło mało osóbek, ale było tak wesoło, radośnie i miło, że... aż brak słów. Ta wspólnota jeszcze urośnie ;) . Widzę to wyraźnie i cieszę się.
Miłe zmęczenie dziś odczuwam. Odpoczęłam psychicznie, wewnętrznie. Chyba tego potrzebowałam.
O Sierpniu jeszcze nie piszę... nadejdzie odpowiednia chwila ;) .

Dziś spotkałam przyjaciółkę, którą znam od urodzenia. Cale dzieciństwo razem. Nierozłączki. Teraz- dwa inne światy. Ta przyjaźń chyba umarła... . Najpierw byłam wkurzona. Teraz myślę, że to może było nieuchronne.. . Ale jednak jest żal. Tęsknię za nią.

Muszę ogarnąć bałagan w pokoju, przygotować się do jutrzejszej oazy, usiąść do Namiotu Spotkania.
Jutro czeka mnie kupa pracy nad konspektami lekcji na kolejny tydzień. Ponadto zmienił się plan. I wszystko mi się zabałagani znów... eh. Czuję, że moje życie znów zaczyna przypominać trąbę powietrzną. A ja w środku.

plus, w sercu coś czego nie umiem określić. Jeśli myślę o kimś, i głodna jestem choć słówka...
To znaczy że muszę się położyć i zaczekać aż mi przejdzie.

Dobranoc!

piątek, 9 września 2011

Czy...

"...często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy - w nich miłość i uśmiech

potem w piecu je chowam

płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie
..."

Halina Poświatowska

Długo czekałam, aż sytuacja pozwoli mi spokojnie opisać sierpień, który obfitował we wspaniałe, piękne i zaskakujące wydarzenia, i był chyba najpiękniejszym sierpniem w moim życiu. Nie doczekałam się. Nie mam teraz siły pisać o tym wyjątkowym czasie. Czuję tylko, że muszę, część tego zmęczenia, smutku, rezygnacji i niepokoju po prostu wypisać z siebie... .
Wszystko we mnie płacze ze zmęczenia. Zaczęłam praktyki, i okazało się, że tak ściśle wypełniły mi życie, że ledwie starcza mi czasu, by spać. Uderzyło to we mnie tak, że jakoś nie mogę się pozbierać, zorganizować, przywyknąć. Po tygodniu tego dramatu (b. wczesne wstawanie, przygotowywanie się do późnych godzin, krótki niespokojny i czujny sen, stres, porażki i b. małe sukcesy...). Samotność... nie mam czasu spotkać się z kimkolwiek, z kim mogła bym po prostu poczuć się dobrze. 
Patrzę w lustro, w zaczerwienione, zmęczone oczy dziewczyny, która w sierpniu czuła się szczęśliwa, adorowana, potrzebna i piękna. Teraz czuje się samotna, przegrana, przywalona problemami które ciążą na sercu i cisną za gardło teraz. I chciała by popłakać, ale nie może. Ze zmęczenia. I znów dziś nie będzie mogła zasnąć. I chciała by głupio, dziecinnie, żeby ją ktoś tylko, tak po prostu przytulił.

Nienawidzę użalać się nad sobą... :-/

Oddaliłam się od Pana Boga. Diabeł robi mi zwarcie... . Praktyki dopełniają reszty, bo z tego wszystkiego modlę się w biegu, lub na wpół śpiąc. Tęsknię za Nim.

Mam łzy w oczach. Ale nie... nie ulży. 
Chyba spróbuję się położyć... . 



Czy... możesz, tylko na chwilkę, znów być przy mnie? Chciała bym czuć się bezpiecznie...


piątek, 22 lipca 2011

To, co dawne, minęło!



Dzień, jak dzień. Towarzyszy mi ostatnio nastrój trudny do zniesienia i dla mnie i dla otoczenia. Nastrój ten ma oręż wydawałoby się niezwyciężony, bo nie mogłam z nim nic absolutnie zrobić, pomijając niezawodny sposób trzymania języka za zębami, co też starałam się czynić od rana. Mimo to, coś nowego. Modlitwa. Jest nieprzerwanie, uparcie klękam co dzień do modlitwy, choćby nie wiem, jak mi się nie chciało, jak była bym zniechęcona. A Zły bardzo chciał mnie zniechęcić. Miałam dziś nie iść na Mszę Świętą, gdy nagle zmieniłam zdanie nie zastanawiając się nad tym zupełnie. Po prostu naszykowałam się w kilka minut i poszłam. Zdziwiła mnie moja determinacja, bo cały dzień snułam się po domu wykonując jakieś prace domowe ponuro i z niechęcią. Nie miałam chęci nigdzie wychodzić. Aż tu nagle, po prostu zebrałam się i poszłam, nie wiele myśląc. Na tej Eucharystii, podczas Liturgii Słowa Pan odpowiedział na moje ostatnie wątpliwości w pierwszym czytaniu:

"Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe."
(2Kor,5,17)

Jak Ty to robisz, Boże, że zawsze wiesz, co mi powiedzieć ;-) . Zatkało mnie, gdy to usłyszałam. Jedno pytanie, i jedna konkretna odpowiedź. Nie mogłam mieć wątpliwości. Poza tym, okazało się, że dzisiejszy dzień jest poświęcony św Marii Magdalenie, która swego czasu była mi bardzo bliska, i z której postawą zawsze troszkę się utożsamiałam. Byłam zachwycona sceną, jaka rozegrała się między Nią a Jezusem przy grobie. Jeden z moich ulubionych fragmentów. No, czy mógł to być przypadek, że poszłam tam dziś, chociaż nie miałam ani troszkę chęci? Pan Bóg maczał w tym palce ;-P to pewne. Po powrocie, długi i owocny Namiot Spotkania.. . Pan niesamowicie wyraźnie dziś do mnie mówił. Napełniona nową energią, mogłabym teraz góry przenosić ;)))) .
Ale dzień dobiegł końca.
A wspomnienie wczorajszego długiego spacerku z przyjaciółką po jej dwu tygodniowej nieobecności - bezcenne. Pogadałyśmy od serca, i tak normalnie, stęskniłam się za nią, o co bym się wcześniej nie posądzała, bo przecież mieszkamy razem na stancji, więc nie mogę powiedzieć, że spędzałyśmy ze sobą mało czasu w ciągu całego roku. A jednak.
Wciąż trwają przygotowania do wyjazdu. Czas bije wszystkie rekordy prędkości, a obóz zbliża się wielkimi krokami. A ja, jak małe dziecko, boję się, że kadra mnie nie polubi, łącznie z Pijarem, który ma być tam kierownikiem. Że coś pokręcę... że coś zepsuję :P norma. Mała, nerwowa dziewczynka. Koszmar. 

Oprócz tego, codzienne myśli. Codzienna walka. Pokusa by się poddać. Norma. 

poniedziałek, 18 lipca 2011

dziś

Za oknem upał nie do zniesienia. Że nie do zniesienia, wiem bo poczułam to podczas, gdy ok dwóch godzin wojowałam z krzewami dzikiej róży na cmentarzu. Z grobami moich dziadków i krewnych sąsiaduje grub od dawna opuszczony, którym od zawsze się zajmowaliśmy. Ktoś chciał być chyba sprytny i posadził tam sobie różę, by potem po prostu zniknąć, pozostawiając grub opuszczony. Róża panoszy się tam od paru lat, a my (czyt. ja i moja mama) toczymy z nią nieustanne boje. Przez ostatnie miesiące tyle się działo, że nie było komu tam zajrzeć. Okazało się to sporym błędem. Stwierdziłam to w niedzielę, gdy postanowiłam odwiedzić groby. Byłam w szoku. Tak więc odreagowuję chwilowo w moim chłodnym pokoju, bo częściowym tylko uwolnieniu grobów od wpływów róży.
Za niedługo prysznic, i hajda na kurs. Samo wyściubienie nosa z domu na to palące słońce, napawa mnie odrazą :-P
Dziś rano obudziłam się z niesamowitym dołkiem, z nieokreślonym niepokojem, i czułam się dziwnie. Zawsze w takich wypadkach najtrudniej jest mi się modlić. Dziś powiedziałam sobie stanowcze- nie. I pomodliłam się oczywiście. Skłonił mnie do tego częściowo "sms z nieba" ("Jaka modlitwa taka doskonałość, jaka modlitwa taki dzień cały" św brat Albert) i determinacja, której nabyłam po ostatnich "przejściach". Po modlitwie dołek, niepokoje i inne dziwne uczucia przeszły, jak ręką odjął. Ks Danielski pisał, że w pewnym momencie modlitwa przestaje leżeć po stronie obowiązku i wysiłku, ale zajmuje miejsce w życiu człowieka po stronie odpoczynku, oddechu, przyjemności. Czasem i u mnie tak jest. Ale wciąż muszę wkładać w modlitwę wysiłek, wciąż muszę się pilnować. Czasem myślę, że w wierze musi być wysiłek, po prostu nie może go nie być, bo inaczej nie wzrastali byśmy, tylko spoczęli najpierw na laurach a potem w samych sobie. I nic byśmy nie mogli zrobić z wyjątkiem rozpoczęcia przebytej już drogi od początku... .
Trudne, ale prawdziwe.
Zauważyłam też, że wciąż towarzyszą mi dobre przykłady animatorów z DSA ;) . Siła świadectwa życia ;D

Zmykam.

sobota, 16 lipca 2011

"...czuj się bezpiecznie..."

Wakacje upływają spokojnym kłusem, choć czasem pędzą galopem, jak szalone. Może nie obfitują w przygody, chyba, że przygodą nazwiemy walki duchowe, jakie toczyłam w ciągu ostatniego miesiąca. Szybka Boża interwencja wydobyła mnie z łap wroga... wiał wiatr, a ja płacząc samotnie na stacji PKP w obcym mieście, przeszukiwałam spis telefonów w komórce, byle tylko do kogoś zadzwonić. Parę chwil wcześniej zwiałam wprost sprzed konfesjonału, jak mały dzieciak. Jak nigdy. Stchórzyłam. Tak ciężko, jak wtedy, dawno się nie czułam, a ciężary, jakie starałam się podźwignąć w ciągu ostatnich dwóch tygodni przygniotły mnie wprost niemal do podłoża. Jak zwykle chciałam sama, i jak zwykle nie wyszło. W końcu zdecydowałam się na telefon do osoby, którą poznałam rok temu na oazie. Rozmowa okazała się balsamem i opatrunkiem na wszystko co przeżyłam. Przez tą osobę, Bóg w końcu mógł przypomnieć mi - "kocham Cię". Na drugi dzień poszłam do spowiedzi. W jakiejś starej piosence SDMu śpiewają: "jak lepić serce w proch potrzaskane?" Właśnie tak.
Teraz dochodzę do siebie, i cieszy mnie to, że się modlę. Boję się znów potknąć, ale odsuwam te myśli od siebie.
Tę walkę Bóg wygrał za mnie, i chwała Panu ;) .

Wielkimi krokami zbliża się obóz w Mrzeżynie, na którym będę pełniła zaszczytną funkcję animatora kulturalnego. Kierownik milczy, wiem jedynie że jest ojcem Pijarem. Nie mam pojęcia, czego będzie dokładnie ode mnie wymagał, więc przygotowuję się sumiennie na ślepo, ucząc się jednocześnie pilnie znaków drogowych i rozmaitych poplątanych zasad kodeksu drogowego 2011 ;-P . Prawo jazdy jest tym, czego bałam się jak ognia, i oto robię kurs teoretyczny, by niechybnie rozpocząć jazdy.. . Teoria jest dla mnie interesująca, lubię słuchać naszego wykładowcy, który prawie w każdym rozdziale ma dla nas mnóstwo przykładów z życia wziętych, o których z zapałem nam opowiada. Miły dziadek ;)) i bardzo mądry. Spijam, można powiedzieć, każde słowo z jego ust. Staram się, jak najwięcej zapamiętać, wszystko wydaje mi się niezmiernie ważne.
Dziś dzień upłynął pod znakiem wizyty u lekarza, która ciążyła nade mną jak ciężka chmura od samego rana. Noga. Jakaś choroba żył. Trzeba będzie operować. Gość mnie nieźle postraszył. Być może dlatego czuję niepokój i oklapł mi kompletnie humor. Ciągle jednak po głowie krąży mi Gusia, o którą się martwię, nie wiedzieć czemu... tak bardzo chciałabym się z nią zobaczyć, albo chociaż porozmawiać... .

Noc za oknem. Ciężar w okolicy serca.

Dobranoc

czwartek, 30 czerwca 2011

Duża Dziewczynka

 Kto by pomyślał, że tak płynnie przejdę z czasu sesji do wakacji. Tak jakbym po prostu przeskoczyła lekko w ten letni czas, który z resztą i tak okazał się nietypowo zimny i deszczowy. Zazwyczaj wakacje kojarzyły mi się z nastrojem radosnego oczekiwania. Teraz po prostu nadeszły i są, jak kolejny dzień. Być może jest tak dlatego, że nie czeka mnie nic nadzwyczajnego (a przynajmniej nie mam nic takiego w planach). Życie przestaje być bajką, a zaczyna być prawdziwą walką... . To stwierdzenie przyszło w dobrym momencie, bo walczę teraz o to by się modlić, staram się trwać przy Bogu, co nie pozwoliło mi się załamać faktem, że trzeba zacząć być dużą dziewczynką i to na poważnie. 
Dzięki Nemu przechodzę płynnie w kolejny, trudny etap mojego życia. Myślę, że dzięki temu tak się trzymam. 

Rozpoczęłam kurs na prawo jazdy, którego zawsze się bałam i teraz jestem zadowolona, że jednak podjęłam to wyzwanie.
W połowie wakacji jadę na obóz w roli animatora kulturalnego, natomiast w sierpniu być może czeka mnie kilka pięknych dni wolontariatu w Niepokalanowie, jeśli się uda. Z tymi Ludźmi choćby na koniec świata i jeszcze dalej ;-D.

Pracowite wakacje mnie czekają. I dobrze. 
Jestem pełna jakiejś dobrej energii ;-) , czuję, że wiem skąd ona pochodzi ;-) .

Aha, od dwóch dni próbuję ogarnąć mój pokój po przeprowadzce z mojej stancji... . Uf, dawno nie widziałam tu takiego bałaganu, a jako artystyczna dusza mam w bałaganieniu ogromną wprawę. Dziś jednak wygląda to już lepiej, a moja Mama to anioł ;))) . Niech żyje!

Zmęczenie mnie otula powoli. Delikatna spokojna muzyka snuje się dokoła... . Trzeba zaraz usiąść do Namiotu Spotkania. 

Do jutra

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Sen liże rany serca

W środę leksyka. Stres... .
Jutro chcę iść do spowiedzi. Daleko odeszłam...

Coś krąży wokół serca, w końcu ukłuje.

W domu tak dobrze mi się uczy, a rano znów trzeba jechać do tej blokowej puszki. Koszmar. Słonko bardzo lubi to moje ostatnie piętro. Chyba otworzę tam saunę. Ludzie będą się zabijać o miejscówki... .


Gdybym stała się nagle bardzo, bardzo malutka... może moje cierpienie też było by malutkie?

Dobranoc

czwartek, 26 maja 2011

zabrakło snów zabrakło znaczeń

Chciałabym wypisać z siebie ból ...

Ale nie mogę
to trochę tak, jakbym miała związane ręce. Albo serce...

po co nowy dzień
po co znów otworzyć oczy?


usta jakby zasznurowane
czy samo pragnienie prawdy  wolności i szczęścia może mnie podtrzymać?

środa, 18 maja 2011

Słońce zachodzi

Z obrzydzeniem odsuwam od siebie notatki... . Kupa kartek na stole, kartki na podłodze i na łóżku. Każda pokryta moim pochyłym pismem, każda o czymś do mnie mówi. Fuj. Mam dość.
Siedzę nad kubkiem kawy i myślę o słowach, które dziś Pan powiedział do mnie na Namiocie Spokania.

"Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was - ku chwale Boga"
(Rz15,7)

Nie słyszę - "mów pięknie o Mnie", ale "przygarniaj, jak Ja przygarniałem". W milczeniu. Tak powiem im o Jego Miłości. Zupełnie tak samo, jak On powiedział mi o swojej. Bo przygarnął mnie do siebie rękami drugiego człowieka. 
Tak oto widzę, że Bóg mnie potrzebuje, by powiedzieć komuś "kocham Cię".

Za oknem zachodzi słońce. Odgłosy wieczoru, ale coraz bardziej ciche. Dzień zasypia.
Eh.. trzeba odłożyć zamyślenia... przysunąć notatki. Ble... . Nawał zaliczeń mnie przywalił. Nie jadę na Oazę Modlitwy z tego powodu. Aha, zapomniałabym. Usłyszałam dziś od pewnej osoby, że chce uczestniczyć w moich zmartwieniach... . I obiecuje modlitwę. 
Brak mi słów ;-)

Kilka słów, a niosą ulgę i pocieszenie. 


Bez Ciebie zacząć nowy dzień naprawdę boję się
chcę być przy Tobie, żyć przy Tobie
powiedz jak, pokonać cały strach...
pneuma

poniedziałek, 16 maja 2011

nie mam nic prócz paru pieknych snów

Cytat z "mojej dumki" w tytule, a telefon to zaraza. Czasem wydaje się, że jest żywym stworzeniem i to w dodatku złośliwym. Milczy cały dzień - nie tylko w sprawie osoby, na której mi... , ale także ogólnie. Gdyby nie było telefonu, mogła bym może nawet udawać, że koś tęskni, lub po prostu chce wiedzieć co się ze mną dzieje, co robię lub może... po prostu jak minął mi dzień. Ale wtedy pewnie milczałby mail.. . 
Czy to już samotność, czy jeszcze zły humor? A może jedno i drugie... . 
Znów oczekuję od życia, by bylo jak z bajki... . Chociaż.. czy pragnienie bycia kochaną, ma być tylko elementem bajki?

Sen pod powiekami. Myśli nocne. 
Ile bym dala by przestać myśleć w ten sposób.. 

no, ile?

Dobranoc..

wtorek, 10 maja 2011

Dlaczego spadam...

Czuję,że spadam w dół.

Słowa wydają się takie... nie na miejscu. Zbędne. Dla mnie to oznaka niebezpieczeństwa. Nie chcę nie mówić o tym co mnie boli. Najgorsze to zamknąć się na ludzi i Boga... .

Po co pytać.

Chciałabym żeby zjawił się magiczny rycerz, albo chociaż wróżka... . Po raz kolejny życie okazuje się przeciwieństwem wszystkich bajek świata. Rzeczywistość jest bolesna, aż chciołby się z niej uciec.

Ks. Jakub napisał, że Pan Bóg dopuszcza wstrząsy na nas, żeby coś nam powiedzieć. Ja chyba nie zrozumiałam tego przesłania dobrze.. ciągnie się za mną od wielu lat.

Chcę prosić o pomoc. Ale u mnie to niemożliwe.


Chciałabym zasnąć
może chociaż na chwilkę...

piątek, 29 kwietnia 2011

Tak jakby

Co się dzieje... to byłoby dobre pytanie, ale nie postawię znaku zapytania. pytania bez odpowiedzi nie są tym, czego teraz mi potrzeba, więc może lepiej nie pytać.
W sercu dziwna pustka. Nieokreślona. Ale jeśli kiedyś szedłeś uliczką, nocą, po deszczu, cichą i pustą. I wiesz, że ktoś tu przed Tobą był i ktoś tu mógłby być, ale nie ma nikogo. Między sercem a uliczką widać nie wielka różnica.
Lawina wydarzeń spycha mnie w dół.
Kręcę się w kółko.
Rozmawiam z Bogiem, jak z przypadkowym przechodniem, który pyta o drogę. Może do mojego pustego serca... kto wie.
A dlaczego ja nie umiem Mu wskazać drogi.. tego nie wiem. I ja też Go szukam. I tak się szukamy.

Czy to możliwe, że kiedyś było inaczej? I cierpiało się inaczej. Mniej dojrzale i poważnie. Tęsknię za tym. Można było tak po prostu to wszystko olać... powiedzieć "to nie dla mnie. Boże zatrzymaj świat!".
"Dziś" jest smutne, ogarnięte nocą i chłodem. I próbuje z tego wyjść. Ale mu to nie idzie...
Ludzie mnie otaczają... a ja mam tę czelność, że będąc wśród nich wciąż jestem sama.

Jak ja to robię.

Jeż.

dobranoc.

wtorek, 15 marca 2011

A gdyby tak...

A gdyby tak zmienić coś w swoim życiu... . Gdyby tak zmienić całe swoje życie.. . Gdyby tak mieć na to siłę... .

niedziela, 13 lutego 2011

coś mega ważnego ;)

Chcę wywyższać Imię Twe
Chcę zaśpiewać Tobie chwałę
Panie dziś raduję się
Bo przyszedłeś by mnie zbawić

Z nieba zstąpiłeś i chcesz prowadzić mnie

Na krzyżu zmarłeś by mój zapłacić dług
Z grobu wstałeś i dziś Nieba Królem jesteś Ty
Chcę wywyższać Imię Twe! 

Tyle dobrego dzisiaj się stało ;) . Byłam u spowiedzi - to raz. Dwa - spotkanie z moimi Aniołami. Chyba się udało. Zadziwia mnie, że Pan chce przeze mnie działać. Ja nie widzę w sobie nic, co mogło by świadczyć na moją korzyść w tej sprawie (mówiąc delikatnie). Niesamowite, jak Jezus działa w moim życiu. Wyciąga mnie z każdego dołu - wystarczy tylko choćby maleńka chęć wytrwania przy Nim, a On już działa niezwykłe rzeczy w moim życiu. Wybacza mi, i to jest niezwykłe. Działa przez kogoś takiego jak ja - niezwykłe. Powołuje mnie do głoszenia swojego Słowa - niezwykłe.Zmienia mnie i mówi do mnie w Namiocie Spotkania... te wszystkie słowa są za małe, żeby to przekazać.

Przekazać że Jezus za darmo spłacił mój dług. Za darmo mnie zbawił i zupełnie za darmo daje mi Siebie żebym miała życie. Jak więc, można by w ogóle mieć wątpliwości, że On jest MIŁOŚCIĄ?
Mi się to nie mieści w główce ;) .

Dzień jest dziś tak piękny, że nie mam serca odrywać oczu od okna, które jest tuż obok. Słońce zalewa biały świat, niebo jest jasno błękitne, wszystko wygląda jakby śpiewało w sobie tylko właściwym języku. Idzie wiosna, czuję to całą sobą ;-D

(Rz3,21-28) ;*

piątek, 11 lutego 2011

kolejny dzień

Za oknem mokro, śnieg... irytująca pogoda. Szczególnie, gdy się jest posiadaczką niezbyt porządnych butów... Mokre nogi, to u mnie chleb powszedni tej zimy.
Za godzinę oaza. Nie wiem, jeszcze o czym będzie. Byłam wczoraj tak zmęczona, że totalnie nie miałam siły przygotować się wg. konspektu. Kiepsko. Mam nadzieję, że Duch Święty mnie przygotuje. Martwię się o dziewczyny. Dawno się nie widziałyśmy, przez moją sesję.
Zaniosę im herbatkę i coś słodkiego i pogadamy sobie.

Mam głęboki pokój w sercu i lekki niepokój o pewną osobę. Moje serce to trochę taki mikser uczuć... . Czasem zaskakuje mnie ile potrafię czuć na raz. Stoicyzm to coś o czym marzę.. :-/ .

Zmykam na Namiot Spotkania.

;*

czwartek, 10 lutego 2011

kilka pytań

Z czego się bierze ten trud...
Skąd smutek.
I dlaczego cierpienie.
Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?

Czy naprawdę jedno serce może czuć na raz aż tyle? Chyba tak, bo inaczej już dawno bym poszła do piachu.


Jak to możliwe, że jednego dnia tak dzielnie się uśmiecham, a drugiego, wszystko się rujnuje? I co tak naprawdę robię źle, że upadam?

U mnie zawsze jest więcej znaków zapytania.. pocieram skroń, zamykam oczy.
Po raz kolejny zostawiam za sobą pytania bez odpowiedzi. Tylko tyle.

środa, 9 lutego 2011

zmiany

 Gdybym potrafiła określić, jak się teraz czuję, pewnie bym to zrobiła. Nieskładny chaos to określenie, które bardzo często dobrze pasuje do mojego wnętrza. Jedno jest pewne, że Jezus umie ten bałagan ujarzmić. Nie wiem, jak to robi. Po prostu robi. Namiot Spotkania, Eucharystia... i jest pokój. Nie umiem tego dokładnie określić, ale jest we mnie bardzo głęboki pokój, i pewność, że idę po omacku trzymając za rękę kogoś kto ma światło przed sobą. Po dość długim błądzeniu w ciemności, teraz znów trzymam Jego dłoń. I chciałabym, żeby tak zostało ;) . Doświadczam ostatnio Jego działania, Jego Miłości, Jego Ducha, o to jest po prostu coś... czego nie da się wyrazić słowami, by to przekazać tak, jak by się rzeczywiście chciało... . Coś niezwykłego. Kiedy to piszę, muszę się uśmiechać, nie mogę inaczej ;) .
Ale po kolei.
Pominę heroiczny czyn, jakim było dla mnie pójście na Eucharystię, i podjęcie się czegoś, co uważałam za niemożliwe. Zaufania Mu wbrew sobie. Zrobiłam to, i zadziwiające były i są skutki. mianowicie, Bóg podźwignął mnie z tego w czym tkwiłam. A tkwiłam w czymś, czego nie umiem określić. Na pewno byłam daleko od Niego. 
Potem pojechałam na DSA z taką głęboką pewnością, że dam sobie radę, że Ktoś mnie prowadzi. I to był niezwykły czas dla mnie. Niezwykłe świadectwo, które trafiło prosto do mojego serca. Potem bardzo szczera spowiedź. I spojrzenie czyichś oczu... . Tyle wystarczyło mi, żeby usłyszeć głos Jezusa i spojrzeć Mu w oczy. Ponadto moja animatorka dała mi odpowiedź na pytanie, w sprawie którego prosiłam Pana o światło. 
Coś wspaniałego. 

Teraz jestem po sesji. Wszystko "do przodu". A ja? A ja od ok dwóch tygodni nie byłam w dołku ;) . Robię codziennie NS, czuję Bożą obecność, odkrywam na nowo przyjaciół. I siebie. I Boga. I... to jest dla mnie coś absolutnie nowego. 

Nadal myślę o moim życiu. Patrzę w przód, ale jak powszechnie wiadomo, nie wiele można tam zobaczyć. Żyję tym co jest teraz. A jeśli ktoś dobrze mnie zna, wie, że jestem niespokojna, kiedy nie mam szczegółowego planu ułożonego w głowie lub na papierze przed nosem. Inaczej się gubię. A teraz uczę się wszystkiego od nowa. Stawiam nowe kroki, patrzę innym, świeżym spojrzeniem na świat. Staram się nie próbować być idealna... dążenie do perfekcyjności, nie służy mi tak na dobrą sprawę.
Krok za krokiem, badam grunt pod stopami. Ale już go czuję ;) znów. To jest piękne uczucie ^^ . 

Miałam dziś budującą rozmowę z przyjaciółką. Kolorowałyśmy malowankę :P :P - z biegiem lat stajemy się  coraz bardziej jak dzieci. Ale ja to lubię :P . Szaleństwo po prostu.

Eh, ja nie śpię a śnię. Muszę wyjść z tego stanu zanim czar pryśnie. Nie jest za kolorowo, ale aż się boję, że jest za dobrze ;) . 

Na razie to tyle. Wiatr za oknem, i taki spokój. Może cały świat jest już cichy, może choć przez chwilę nikt nie cierpi? Może nikt nie jest głodny, może każdy spojrzy w niebo z nową nadzieją?
Może.. . 


Dobranoc

piątek, 7 stycznia 2011

naprawdę nic mówić

Czy serce, które nie zaznało cierpienia, potrafi kochać prawdziwie?
Miłość... przez wieki wielu próbowało ująć ją w słowa. A jednak, tak jak nie można wyrazić słowami uczucia wiatru muskającego twarz człowieka... tak ciężko jest wyrazić miłość.


Ściśnięte serce.
Gdzie ten świat, który wymalowano na moich oczach; gdzie wszyscy moi przyjaciele..

Czy naprawdę zostanie już tylko tyle?

czwartek, 6 stycznia 2011

Serce zawsze pozostaje pełne

"Natura sprawiła, że Sara wolała dawać niż brać, i nie zdając sobie z tego sprawy, robiła po prostu to, co lubiła. Nie miała przy tym pojęcia, co to oznaczało dla biednej Becky i że Becky widziała w niej, Sarze, jakąś cudowną dobrodziejkę. Jeśli za sprawą natury wolisz dawać niż brać, rodzisz się z otwartymi rękami i takie też jest twoje serce. I jeśli zdarzają się chwile, że ręce masz puste, serce zawsze pozostaje pełne. Możesz wtedy dawać ludziom co innego, prosto z serca: ciepło, dobroć, słodycz, pociechę w strapieniu i śmiech. I czasem taki wesoły serdeczny śmiech jest najlepszą pomocą dla innych. "

"Mała Księżniczka"  Frances Hodgson Burnett.



Wczoraj, pochłonęła mnie ta "naiwna bajeczka", jak nazwała to moja mama ;)) . Książka mojego dzieciństwa. Chapnęłam ją w mgnieniu oka, wyłapując (niestety) wszystkie błędy stylistyczne, frazeologiczne i literówki - co zawsze mi trochę psuje zabawę. Co swoją drogą robią z człowiekiem studia humanistyczne.. ;P .
Zauważyłam, że brakuje mi dziecięcego spojrzenia na świat, na moje życie, na Boga. Nie mogę jednak powiedzieć, by wkradła się we mnie dorosłość. Nie czuję się dorosła. Ale dziecko, które we mnie siedziało gdzieś mi się zgubiło.
Podobno dobrze widzi się tylko sercem, czego uczy nas Mały Książę (swoją drogą jaki zbieg okoliczności, że w tej samej notce cytowałam już też Małą Księżniczkę ;)) nie planowałam), a ja chyba zapomniałam patrzeć sercem. Chodzi oto, że zasłoniłam oczy mojemu sercu, i teraz nareszcie się nad tym zatrzymałam. Zatrzymałam się nad swoim życiem, bo biegłam ciągle gdzieś, ale nie wiedziałam gdzie. Dziwne, że kiedyś wiedziałam. Gdzie to zgubiłam?
Czasem trzeba odłożyć poważną literaturę "dla dorosłych" i wrócić do "naiwnych bajeczek", żeby wreszcie dostrzec co robimy z własnym życiem. Że zgubił się cel, że nie ma świeżego dziecięcego spojrzenia, że nie jest w porządku, choć wciąż powtarzamy sobie uparcie, że jest.
Ale to Sara musi nam podpowiedzieć jak mamy żyć... .

Zastanawia mnie i zadziwia, jaki mamy talent do gubienia wartości i gubienia siebie samych... .

Walczę obecnie o modlitwę, o siebie w rękach Boga. Bo nowa "ja" wyrywa się z Jego rąk.

Zaczęła się sesja, więc moje życie przez najbliższe dwa tygodnie będzie przypominało trąbę powietrzną.

Chciałabym wyjrzeć przez okienko w poddaszu mojego serca, spojrzeć razem z Sarą na zachód słońca, i zobaczyć coś ponad dachami Londynu moich niejasności. Uciec na chwilę od swojego bałaganu.
Tylko, że podobno ucieczka, nie jest dobrym rozwiązaniem.