niedziela, 17 października 2010

Uwielbiony bądź Ojcze nasz!

"...Miej ufność w Panu i postępuj dobrze,
mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność. 
Raduj się w Panu,
a On spełni pragnienia twego serca.
 Powierz Panu swoją drogę
i zaufaj Mu: On sam będzie działał
i sprawi, że twoja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło,
a słuszność twoja - jak południe.
Upokórz się przed Panem i Jemu zaufaj!
Nie oburzaj się na tego, komu się szczęści w drodze,
na człowieka, co obmyśla zasadzki.
Zaprzestań gniewu i porzuć zapalczywość;
nie oburzaj się: to wiedzie tylko ku złemu.... "

(Ps37,3-8)

Dziś jest piękne słońce, idealnie odzwierciedla stan mojego serca. Wielkie dzieła Pan Bóg czyni w moim życiu ;) . Dziś mnie zaskoczył. Rozmawiałam z człowiekiem, któremu niedawno wybaczyłam, a któremu nie potrafiłam wybaczyć wiele lat... . Łaskę wybaczenia i uzdrowienia otrzymałam na rekolekcjach w tym roku, ale bałam się spotkania z tym człowiekiem, więc nie szukałam sytuacji. Pozostawiłam to Bogu. Dziś rozmawiałam z tym człowiekiem... bez żadnych przeszkód, z pokojem w sercu, z radością i łagodnością.

Śpiewajmy Panu bo wielka Jego moc i chwała!

Radość jest niesamowita.


Dziś ok 18 wyruszam do Siedlec. Za tydzień DSA(miało mnie tam nie być, a będę - też zasługa Pana ;) ), nie mogę się doczekać. Tydzień zapowiada się ciężko, ale co nas nie zabije to nas wzmocni. Mam nowy plan działania, żeby pogodzić wszystkie moje zajęcia jakoś... . Zobaczymy, co z tego wyniknie.


Wczoraj przekonałam się po raz kolejny, jak słabym jestem narzędziem... . Próbowałam wytłumaczyć przyjaciółce jak ważne jest to by przystępowała do spowiedzi i Komunii. A jest to osoba wierząca... i dobrowolnie rezygnuje z sakramentów... przy czym twierdzi, że nie odrzuca Jezusa. Paradoks. Czasem ludzie mnie zaskakują. Zaskakuje mnie, jak trudno jest zrozumieć ludziom, co jest dobre dla nich, i ważne. I to katolikom. I choćbym dawała z siebie wszystko, okazuje się, że to co mówię spływa po człowieku jak po kaczce... . To jest smutne. Bliscy mi ludzie - a ja nie mogę nic zrobić by im pomóc. Przeraża mnie jak wiele ludzi dobrowolnie idzie na zatracenie.
To mnie przybija.

Wychodzi na to, że nie umiem się dzielić Panem... choć próbuję.

Słońce i jesień za oknem, niebo błękitne, strach na nie patrzeć, żeby nie okazało się, że to już ostatni raz przed zimą ;P .
Tęsknię za wariatami z Krościenka ;D . Gabcia, Jetro, Tereska, Ola, Monika, Gusia... .
Rzeczywistość jest okrutna :P :P .
Szykuje się spotkanie w Listopadzie, ciekawe, co z tego wyjdzie.

Miły Dniu, nie kończ się!
Adeu.

sobota, 9 października 2010

Cały ten czas

Pierwszy tydzień na drugim roku filologii angielskiej z j. rosyjskim : mnóstwo wydarzeń, spraw, problemów... wir życia. Plus cała masa dodatkowych zajęć, które sobie sprawiłam i teraz pokutuję. Zmęczenie jest źródłem wszelkiego zniechęcenia. Zaraz po porażce, rzecz jasna. Po tym tygodniu padam na twarz. Kompletnie. 

Jest trochę zamieszania w moim życiu duchowym. A nawet więcej niż trochę. Odkryłam z zaskoczeniem, że mimo chęci i wielkiej potrzeby serca nie znajduję zbyt wiele czasu na Namiot Spotkania w ciągu dnia... . Moja modlitwa składa się głównie z aktów strzelistych w ciągu dnia. Czasem uda mi się wyskoczyć z tego chaosu na Eucharystię... . Potrzebuję tego jak powietrza. Plus Namiot Spotkania, który działa na mnie jak balsam. W obliczu tylu problemów, które znów cisną mi się na plecy, odkrywam jednak, że nie mam za wiele czasu dla Pana Boga... . Jest ciężko. Jak wyjść z tej sytuacji? 
Mam też jeden kłopot... łączy się z tym potężny lęk. Najgorsze, że nie wiem czy w ogóle, ktoś mógłby mi w tej sprawie pomóc... . Nie mam siły nawet o tym myśleć.

Dziś tak boli mnie głowa... 
Po dzisiejszym spotkaniu, jednej z dwóch grup, które prowadzę, trochę się podłamałam. Konspekt jest trudny, treści pomieszane. Totalny chaos, zupełnie jak w moim życiu. Jeśli dziewczyny zrozumiały cokolwiek z tej mojej gadaniny, to tylko dlatego, że Duch Święty działał, bo Go tak bardzo prosiłam... . Jeśli mnie wysłuchał, pomógł im zrozumieć. Nie zdziwiła bym się, gdyby nie chciały już uczestniczyć w spotkaniach.
Bardzo żałuję, że nie mamy w ogóle odpraw... nie mam z kim porozmawiać o moich trudnościach w grupach, o moim animatorstwie, o modlitwie... . Bardzo mi brakuje odpraw... . Jest ciężko. Czy ja w ogóle podołam?

Jutro jadę po 18:00 bo zawitałam do domu po tym dłuuuugim tygodniu. Czeka mnie jeszcze starcie z Białorusinem na konwersacji, i masa nauki na poszczególne zajęcia, bo przecież na wszystko mam być przygotowana. Jeśli uda mi się zrobić w tym chaosie miejsce dla Pana Boga to będzie to moja jedyna oaza... .

Tyle tego, ale trochę dobrego jednak się stało ;-) . Przyjaciele. Spotkania z nimi. Znajomi na roku. Praca w biurze Diakonii Słowa. Spotkanie Diakonii Modlitwy (moje pierwsze ;-) ). Sms-y od Gaby. 
Wszystko to moje promyczki słońca ;) . 

Co będzie jutro? 

Ps. Najlepsza modlitwa poranna - psalmem. 
Mój ukochany, który towarzyszył mi wiernie w tym tygodniu ;)
 
Psalm 131.
Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza.
Izraelu, złóż w Panu nadzieję
odtąd i aż na wieki

poniedziałek, 27 września 2010

świadectwo

Długo myślałam, jak to zrobić. Jak o tym mówić. Musiało troszkę dojrzeć w sercu, zaczekać. Odleżeć swoje. A teraz, gdy chciałabym nareszcie wszystko napisać, przelać z wnętrza na zewnątrz wychodzi na to, że jednak będzie to trudne.

Zacznę od tego, że jest radość... . Jest wielka radość, bo było wyjście. II stopień Oazy Nowego Życia skupia się głównie wokół Wyjścia z grzechu.
Jak wyglądał "Jeż" przed wyjazdem? Ano, smutny był, podłamany. Przeżywałam straszną ciemność, a moja nowo nabyta w tym roku "jeżowa natura" nie pomagała mi, bo nie prosiłam o pomoc. Przeżywałam wszystko sama. Bóg jeden wie, jakby się to skończyło, co by było teraz, gdybym na te rekolekcje nie pojechała. Bo przed samym wyjazdem to było już apogeum tej ciemności. Bo to już nawet nie była pustynia. Sama ciemność. Oddaliłam się od Boga, nie chciałam żeby na mnie choć patrzył... . Nie dramatyzuję, sama się tak urządziłam, i umiem to dostrzec.
Ale jak już pisałam przed samym wyjazdem z niezwykłym, jak na mój stan duchowy optymizmem, Bóg bardziej niż ja chciał żebym tam była. Gdyby nie to, że namówiła mnie pewna osoba, a pieniądze same się znalazły, pewnie nie pojawiłabym się w Krościenku pierwszego września, przemoczona do suchej nitki, z wielkim, ciężkim, mokrym plecakiem na plecach, który też przemókł w całości, i omal nie spowodował że spadłam z samego szczytu wysokich schodów prowadzących na Kopią Górkę ;) . Byłam pierwsza z uczestników, dlatego czułam się bardzo nieswojo w towarzystwie księdza i samych animatorów.
Nowy dzień obudził mnie słońcem, i kiedy tylko otworzyłam oczy, poczułam szczęście ;) .
Podczas rekolekcji parę razy przeżywałam głębsze załamanie, pytałam sama siebie po co właściwie tu jestem, przecież w moim przypadku to i tak bez sensu.
Pamiętam, że już pierwszego dnia podczas Homilii dowiedziałam się, że moje życie nie jest beznadziejne. Słowo beznadzieja tak często pojawiało się w moich myślach w ciągu ostatnich miesięcy.. a określałam nim siebie i swoje życie, i tak się do niego przyzwyczaiłam, że gdy usłyszałam (skierowane do mnie, zupełnie jakby wiedział, że musi powiedzieć to właśnie do mnie) słowa "Twoje życie nie jest beznadziejne" łzy stanęły mi w oczach, i aż się zdziwiłam. No rzeczywiście... przecież ja tak naprawdę myślałam. Samo uświadomienie sobie tego, że tak myślałam, było dla mnie ciężkim szokiem. I już pierwszego dnia Bóg tak wyraźnie zadziałał na mnie. I już wtedy wiedziałam, że naprawdę chciał bym tam pojechała, choćby dla tych kilku słów. Po 17-nastu dniach  wiedziałam też, że nie tylko dla kilku słów ;))) .
Przeżyłam tyle, że nie wiem od czego zacząć i chyba na raz nie napiszę wszystkiego. Ale udział w moim przeżyciu oazy miało skupienie się nad tematem Eucharystii. Nad tym  czym jest, i jak ją przeżywam. Szkoła Liturgii i samo przeżywanie Eucharystii, wiele Homilii na ten temat,... wszystko to zmieniło moje spojrzenie na Eucharystię, na Chrystusa, na Miłość, Ofiarę, i na mnie samą. Największym zaskoczeniem było chyba to, że dowiedziałam się, że... w tym kielichu miała być moja krew. A jest w nim krew Chrystusa. Odkupił mnie. (Szok). Naprawdę to zrobił! Odkupił mnie. Wykupił, wybawił, uratował, zbawił... i dał mi życie wieczne, żebym nie musiała już bać się śmierci. I jeszcze dał mi Ducha Świętego. I teraz nie muszę się bać, że stracę to życie. Mogę je dawać innym. Mogę siebie dawać ludziom. I nie ma strachu ;) przecież mam życie wieczne ^^.
Miłość Jezusa - temat numer jeden mojego życia, obecnie. Od pewnej chwili aż dotąd. I nie umiem wyrazić słowami tego, co czuję, ani co czułam wtedy. Przyjmowałam Jezusa pod dwiema postaciami... to też było niezwykłe przeżycie.

Dalej. Exodus. Długo mi zajęło zorientowanie się w tym, co naprawdę jest powodem mojego zniewolenia. Co jest moim Egiptem. Wcześniej wydawało mi się, że wiem. Ale spokojnie pozwalałam Jezusowi, żeby sam mi to pokazał. Zranienie, grzech i lęk. Oto z czego miałam wyjść. A najlepsze jest to, że wyszłam ;) . Naprawdę. Wyszłam i nie zamierzam wrócić. Kluczem do tego było między innymi wybaczenie. Dokonało się ono z pomocą Ducha Świętego, i to w taki sposób jakiego nigdy bym się nie spodziewała. Czuję tą ulgę, lekkość i pokój aż do teraz. I uśmiech sam rozkwita na mojej twarzy. Czy ona naprawdę wcześniej była taka smutna? ;D .   Pan Bóg mówił do mnie bardzo wiele przez innych ludzi. Szczególnie przez cztery osoby.
"Nic tak nie buduje, jak Eucharystia."
Niesamowite było to jak te osoby odpowiadały na moje nie zadane pytania i nie wypowiedziane wątpliwości. Działanie Ducha Świętego. Jak wiele może zdziałać Pan w życiu człowieka, jeśli tylko on się na Niego otworzy. Wystarczy uchylić drzwi, On już wie jak dalej wejść ;).
Przeżyłam też bardzo swoją spowiedź, do której nie zamierzałam iść.
Przyjęłam też Drogowskazy Nowego Człowieka i dało mi to taką radość, że ojej :D .
Warto też wspomnieć, że podpisałam deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, której nie zamierzałam podpisać. :D zabawna historia, ale może poświęcę kiedyś na nią innego posta. Powiem w tym temacie tylko tyle, że Pan Bóg po raz kolejny wyraźnie pokazał mi, czego ode mnie chce. I to było bardzo piękne.

Gdybym miała podsumować moje rekolekcje w kilku słowach to nie umiałabym tego zrobić. W kilku zdaniach już prędzej, a i tak nie będzie to jeszcze wszystko ;) .Poznałam niezwykłych, wspaniałych ludzi, cudownego kapłana, jego mamę - najwspanialsza kobieta jaką spotkałam ;D , i to wielki dar dla mnie - że mogłam ich poznać. Duch Święty działał we mnie, i otrzymałam łaski, których potrzebowałam, chociaż sama o tym nie wiedziałam. Pan Jezus pokazywał mi swoją wolę. I nadal pokazuje. Wróciłam, i właściwie zmieniło się tylko otoczenie, i ludzie do kochania ^^ . Jezus jest ten sam, i Duch. Przeżycia nie były sztuczne, bo pokój nadal jest w moim sercu. I nie ma jakiegoś przesadnego entuzjazmu. Jest pokój plus radość ;)). Inaczej nie umiem tego wyrazić.

I tak czuję, że w porównaniu z tym, co było naprawdę, te słowa to tylko słowa. Albo aż słowa ;) .


Jak powiedział święty Augustyn : "Kochaj i rób co chcesz."
A chodziło mu o taką miłość, która służy ;) i to jest najpiękniejsza Miłość.

Wiedział co mówi, w końcu był świętym ;) .

I za to wszystko chwała Panu!

sobota, 25 września 2010

Nic...



Nic, nie musisz mówić nic
Odpocznij we mnie
Czuj się bezpiecznie 

Pozwól kochać się
miłość pragnie Ciebie



Piękny dzisiaj dzień ;) .
Wszystko jest piękne. 

wtorek, 31 sierpnia 2010

Oaza II st

Już jutro jadę ;) . Pobudka o 02:00, w Krościenku będę ok 16:00. W czwartek wszystko rusza o 15. Już lekko się denerwuję, jak to przed każdą podróżą ( wielkie pakowanie, gorączkowe sprawdzanie, czy na pewno wszystko zabrałam, co tym razem zapomniałam itp. ;)) ). 

 W tym moim wyjeździe tkwi bardzo wyraźnie wola Boża. Zbyt wiele przeciwności było, i zbyt wiele "przypadków" , które po rezygnacji, natychmiast kazały mi zmienić decyzję, by jednak walczyć o ten wyjazd. Jakkolwiek nie pamiętam bym walczyła jakoś wyjątkowo zażarcie. Były tylko nieśmiałe próby zaprawione przekonaniem, że to się na pewno nie uda. Pan Bóg jednak chyba bardzo chciał żebym do Krościenka teraz pojechała ;) . Więcej w tym Jego działania, niż mojego, muszę ze wstydem przyznać. Pan Bóg, jak czegoś chce od swego dziecka, to już na pewno doprowadzi to do końca.
Tak więc jutro jadę...
Lekki niepokój jest. Ale u mnie to normalne
Za oknem paskudna pogoda. Deszczowo i wietrznie. W moich wspomnieniach wrzesień jest bardziej słoneczny i przyjazny... . Pogodny. A tu... przecież to jeszcze jeden dzień sierpnia ;P . Wolę nie myśleć, co będzie się działo w górach. 

Eh.. . 

A na zdjęciu moja "Myszka Kiszka" - czyli Laki ;) (vel Lakunia). Kompletny pluszak, straszliwy słodziak i łakomczuch... aha i łobuziara. ^^ 
Głupie pytanie, ale... co mnie czeka jutro? 

piątek, 27 sierpnia 2010

Ponuro.



Cały dzień pada, kropi, ewentualnie popaduje, lub kapie. Z nieba. Szaro jest za oknem, i to dosłownie. Niemniej nie przygnębia mnie ten widok. Lubię spacerować, łazić po naszym sadzie w czasie deszczu. Mimo, że z wierzchu taka pogoda roztacza atmosferę przygnębienia, mi kojarzy się bardzo dobrze. Nie wiedzieć, czemu ;) .

Mimo to, czuję się dziś źle. Fizycznie. Psychicznie też - ale to nie od dziś.
Jestem niespokojna i osłabiona.

Wczoraj było święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Nie będę opisywać moich przeżyć, ale jak zwykle w najtrudniejszym momencie musi się okazać, że Ona jest blisko i działa. W Jej święta zazwyczaj, gdy akurat otacza mnie ciemność, dostrzegam światełko, które mnie z niej wyprowadza... .
Dziękuję, Mamo.


Matko Pięknej Miłości, módl się za nami!

wtorek, 24 sierpnia 2010

Nie w porządku

Przepraszam z całego serca Alicję i wszystkich, których obraziłam lub skrzywdziłam, jeśli opublikowałam ich prace na blogu. Zrobiłam to nieświadomie. Wzięłam te zdjęcia z bloga stworzonego w celu udostępniania zdjęć innym użytkownikom internetu.
Przepraszam raz jeszcze.

Katarzyna.

Ps. Postanowiłam wykasować wszystkie zdjęcia, które zamieszczałam, a które pochodziły z tych niepewnych źródeł.
Pozdrawiam.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Bo Ty jesteś ze mną.


 Wiatr rozwiewa chmury. Sierpień jest chłodny, w dodatku nie może się zdecydować, czy woli być słoneczny, czy deszczowy. Zupełnie jak kobieta... . 
Jestem skołowana. Mam kłopoty w kontaktach z mamą. 
Moja modlitwa się załamuje. Całą siłą pragnę być z Bogiem, a jednak... . Co się dzieje? 
Niosę sama te ciężary... Jestem sama. Wybrałam to. Przypominam teraz tonącego. Ale w tej fazie, że nie mam siły zawołać. Tonę i nikt tego nie może zobaczyć. Zawsze w ostatniej chwili chwytam się Jezusa. Podejrzewam, że On jest gotów wyciągnąć mnie w każdej chwili. Ja natomiast ... . Nie rozumiem. 

Za ok dwa tygodnie wyjazd na oazę. A ja jestem roztrzęsiona duchowo. 
Boję się. 
Potem od razu praktyki obserwacyjne. Będę musiała napisać dziennik praktyk, i nie wiem, czy sobie z tym poradzę. Boję się rozpoczęcia nowego roku akademickiego. 
Boję się spotkania z koleżankami... mam wrażenie, że przynajmniej część z nich ma do mnie o coś żal. '
Przewrażliwienie? 
Przyjaciółki. Mają swoje sprawy. 
Rodzina. Mam wrażenie, że ich zawiodłam. Mam wrażenie, że oni choć tego mi nie mówią, są jednak mną rozczarowani. Mama powiedziała mi to, czego tak się bałam, że powie. 
Odkryłam wtedy uczucia, i teraz żałuję, bo pogorszyłam sytuację.
Spadam w dół, mimo wysiłków. 

Za mną lecą te wszystkie kamienie - strachy, lęki, obawy, zranienia, samotność w cierpieniu, opuszczenie... ból . Ponad tym wszystkim rozciąga się oddalenie od Boga. Choćbym nie wiem jak  się starała.  Ciągle się boję, że w czymś obrażam Boga, w moim życiu, ale boję się, że tego nie widzę. 
Czy to początek paranoi?
Zaczął padać deszcz. Sierpień... .
Jak ja to robię... .

Podczas pielgrzymki dałam z siebie wszystko. Był upał jak nigdy, duchota, strasznie gorąco. Zmęczenie szybciej dawało się we znaki, trudno było łapać oddech. Przed samą bazyliką w Kodniu o mal nie zemdlałam. Cieszę się, że było mi ciężko. Odkryłam w sobie więź z Maryją. Wszystkie siły straciłam dla Niej. Czuję, że jest przy mnie, mimo tych wszystkich moich... kamieni. Nie pozwala im na mnie spaść i mnie przygnieść. Okrywa mnie swoim płaszczem.

I to chyba tyle... . 
Co mam robić?

sobota, 14 sierpnia 2010

Mama z Kodnia ;)


To mówi Pan Bóg: Postąpię z tobą tak, jak ty postępowałaś, ty, któraś złamała przysięgę i zerwała przymierze. Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości, i ustanowię z tobą przymierze wieczne. Ty zaś ze swej strony wspomnisz na swoje postępowanie i zawstydzisz się, kiedy przyjąwszy siostry twoje tak starsze, jak młodsze od ciebie, dam ci je za córki w myśl zawartego z tobą przymierza. Odnowię bowiem moje przymierze z tobą i poznasz, że Ja jestem Pan, abyś pamiętała i wstydziła się, i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas, gdy ci przebaczę wszystko, coś uczyniła - mówi Pan Bóg.
(Ez 16,59-63)
 
Czytanie z wczoraj. Uderzyła mnie wspaniałomyślność Boga.
Dziś byłam na pielgrzymce Kodeńskiej... . Jestem zmęczona, spaliłam się totalnie, bo nie kupiłam sobie kremu z filtrem.. (roztrzepanie górą!). Pewnie napiszę jeszcze w przeciągu kolejnych dni wrażenia z pielgrzymki.

Jestem trochę skołowana.
Chciałabym z kimś mądrym porozmawiać o tym. 

wtorek, 10 sierpnia 2010

Długa droga w dół



"A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją i rozbiegną się jak iskry po ściernisku. Będą sądzić ludy, zapanują nad narodami, a Pan królować będzie nad nimi na wieki. Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych."
(Mdr 3,1-9)

 Nie rozumiem nic z tego, co się ze mną dzieje, ale wiem, że Pan obdarza mnie wielkimi łaskami. Teraz w tym czasie. Tylko nie rozumiem tego na tyle aby to opisać.
Jestem radosna sercem, a zarazem cierpię.
Dziwna jest moja samotność. Dziwne jest też to, że ją wybieram.
Sama siebie nie poznaję.
Dzisiaj na przemian słońce kłóci się z deszczem. Wygląda to jak przepychanka ;) . Na razie dyplomatycznie nie świeci słońce ani nie pada deszcz. Niemniej wygląda to podejrzanie.
Dzień spędzony na pracy, na pogaduszkach z rodziną, na myślach, rozważaniach, modlitwie.
Dziś jeszcze Apel.
Nie ukrywam, że ta samotność jest mi ciężarem. Nie umiem się jednak przed nikim otworzyć więcej niż o mały cal. Złoszczę się na siebie o to. Ale nie umiem inaczej.
Dzisiejsze czytanie pierwsze, bardzo do mnie trafiło. Jego przesłanie jest jakby prosto do mnie skierowane jako odpowiedź na moje pytanie " dlaczego muszę cierpieć?". Bo ostatnio odczuwałam pokusę by wreszcie je zadać.
Złoto próbuje się w ogniu.

piątek, 6 sierpnia 2010

Światełko w ciemności


Duszno. Ale pogoda w normie. W sercu też. 

Niespodziewanie zaufałam ostatnio Maryi. Dwa dni temu po Apelu wybrałam się na długi spacer z różańcem w ręku, w deszczu. Czułam, że bez wyciszenia niedługo znów upadnę. Bez pomocy. Więc szukałam pomocy w różańcu, w Maryi u tej o której "nigdy nie słyszano aby opuściła tego, kto się do niej ucieka, jej pomocy przyzywa, ją o przyczynę prosi..." . W ogóle te słowa zawsze w ciemnych chwilach zwracają mnie do Maryi. Jej pociecha i niewątpliwe wstawiennictwo pomaga mi teraz stanąć na nogach... duchowo. Nie mogę się nadziwić nad działaniem Boga w moim życiu. Nie mogę się nadziwić, że On, który jest Królem i Panem świata i wszechświata pochyla się nade mną - drobinką. Nie potrafię wyrazić dokładnie słowami tego, co czuję rozmyślając o tym... . 
Zdarza mi się też ostatnio często zadawać pytania rozmaite, które rzucam w przestrzeń, bo rzeczywiście z nikim o tym wszystkim nie rozmawiam. Poradzono mi znaleźć kierownika duchowego. Już dawno o tym myślałam, ale w moim wykonaniu to o wiele trudniejsze... . Dużo czasu zajmuje mi otworzenie się przed drugim człowiekiem, a wiem, że kierownik musiałby wiedzieć o wszystkich moich zranieniach. Ja nie czuję się na siłach mówić o tym, choć wiem, że zamykanie się w sobie mi nie pomaga. Chciałabym i boję się. Pod tym względem nie umiem znaleźć rady, czy odpowiedniego rozwiązania. 

Dni płyną powoli i spokojnie, inaczej niż w lipcu. W ogóle teraz, kiedy o tym pomyślę, lipiec tego roku wydaje mi się jakimś odległym snem, i to niezbyt dobrym. 
Odpoczywam, nawet kiedy pracuję ;) . Teraz wiem, że nie bezczynność jest odpoczynkiem, ale ukojenie i odpoczynek płyną bardziej z wewnętrznego spokoju. Choćbym nie wiem, gdzie wyjechała, i ile odpoczywała, jeśli moje serce nie jest spokojne, ja nie odpocznę. Skomplikowane ;) . 

Przeglądałam ostatnio moje przedmioty na ten rok mojej Anglistyki z j. rosyjskim i poczułam, że czeka mnie droga przez mękę. Gramatyka, konwersacja i leksyka - to starzy znajomi, których powitam raczej ze spokojem. Do tego dochodzą tłumaczenia, których jestem bardzo niepewna. Niepokoi mnie też historia literatury angielskiej - bo choć miałam te zajęcia już w poprzednim semestrze, to w tym roku podobno przejmuje nas najgorsza zmora wydziału. Będziemy z panem profesorem doktorem habilitowanym mieć i ćwiczenia i wykłady, a krążą już o nim legendy niczym o smoku trójgłowym, albo i gorzej. W każdym razie trzeba będzie stawić mu czoła ;-P . Historia filozofii to kolejny przedmiot, na który czekam z lękiem. Samo widmo filozofii straszy mnie w tej nazwie, ale obawiam się, że i te, jak inne zajęcia będę miała po angielsku. W odróżnieniu od historii obszaru anglojęzycznego, te zajęcia mogą mi sprawić pewną trudność ze względu na filozoficzne treści. Inne zajęcia nie zatrważają mnie za bardzo. Może z wyjątkiem fonetyki gramatyki opisowej i konwersacji po rosyjsku... . 
Ale jeszcze dwa miesiące do tej kaźni ;) . Trochę się z tego podśmiewam, ale ... z drugiej strony, naprawdę chciałabym już coś wiedzieć. 


Eh. Kiedy ostatnio miałam taki pokój w sercu? ;) 

środa, 4 sierpnia 2010

Z Dzienniczka


"Jezus, chcąc oczyścić duszę, używa jakich chce narzędzi. Dusza moja doznaje zupełnego opuszczenia od stworzeń. Nieraz najczystsza intencja na złą tłumaczona przez siostry. Cierpienie to jest bardzo bolesne, ale Bóg je dopuszcza i trzeba je przyjąć, bo przez to lepiej upodabniamy się do Jezusa. "

Za oknem pada deszcz. Ostatnio pogoda przeplata się, raz deszcz raz spiekota.
Sierpień jest dokładnie taki sam jak w tamtym roku. Dobrze jest wdychać jego zapach wraz ze wspomnieniami. Rok temu w tym czasie byłam na rekolekcjach powołaniowych w Krakowie u Córek Bożej Miłości. To był dla mnie niezwykły czas, i bardzo żałuję, że w tym roku się tam nie znalazłam, ale nie starałam się o to zbytnio. Muszę przyznać, że pierwszy miesiąc wakacji miałam dość ciężki i dopiero wychodzę powoli z niektórych problemów. Wymagało to mojej wielkiej determinacji, aby zacząć zwracać się znów do Boga jak dawniej, ufnie. Z tym miałam spory problem. Nie wiem, jak tego dokonałam, ale stałam się bardzo nieufna wobec przyjaciół, zaczęłam zakrywać przed nimi i przed bliskimi moje cierpienie. Muszę przyznać, że nieźle mi to wychodziło, choć nie wiem czy to dobrze. Wiem, za to, że teraz Bóg zwraca mi ufność, o którą się modlę. Ufność Jemu. Bo dla przyjaciół usta wciąż mam zasznurowane. To milczenie sprawia mi jeszcze większy ból, bo nie mogę nikomu się zwierzyć z tego, co przeżywałam i przeżywam. Nie wiem, czemu sama sobie dodaję ciężkości... . Sama sobie jestem zagadką. Czasem mam wrażenie, że potrzeba mi kogoś, jakiegoś człowieka, który by mnie zechciał otworzyć, i podjąłby się tej próby. Kogoś, kto chciałby zdobyć moje zaufanie i nie podeptałby go, gdybym tą osobę nim obdarzyła.
Lepiej słuchać Boga niż ludzi.

Dwa dni temu dostałam od mojej babci Dzienniczek Siostry Faustyny. Kiedy tylko zaczynam go czytać, nie mogę się od niego oderwać ;) . Duże zagrożenie dla mojego czasu, więc staram się czytać tylko wieczorem. Wczoraj poszłam spać w pół do czwartej nad ranem. Dzienniczek jest dla mnie jak jakieś nowe rekolekcje, których potrzebowałam. Wiele osób mi wcześniej polecało zgłębić tę lekturę, a ostatnio apel (także ze strony pewnego spowiednika) o pogłębienie swojej wiedzy o miłosierdziu Boga, także skłonił mnie do podjęcia tej decyzji. Poszłam więc do Babci, żeby pożyczyć, a otrzymałam prezent bez możliwości apelacji ;) nie miałam wyboru. Wszystkie te apele o miłosierdziu, otrzymanie dzienniczka (i to 1 sierpnia, w dniu w którym s. Faustyna wstąpiła do zakonu) i jego lektura oraz jej wpływ na mnie - są dla mnie wyraźnym znakiem od Boga, którego jednak nie umiem jeszcze wyraźnie czytać. Może to odpowiedź na moją prośbę o pomoc? W tym samym dniu, kiedy dostałam dzienniczek, byłam po bardzo szczerej spowiedzi, przed którą kilka godzin spędziłam przed Najświętszym Sakramentem, robiąc Namiot Spotkania, i długi rachunek sumienia.

Bóg niesamowicie potrafi działać w naszym życiu.

sobota, 31 lipca 2010

Brum brum brum...




 Wszystko wali się na zbity pysk... .

poniedziałek, 19 lipca 2010

Przemyślenia z Namiotu Spotkania



 Mieczu ...Uderz Pasterza, aby się rozproszyły owce, bo prawicę moją zwrócę przeciwko słabym. W całym kraju- wyrocznia Pana- dwie części zginą i śmierć poniosą, trzecia część tylko ocaleje. I tę trzecią część poprowadzę przez ogień, oczyszczę ją, jak oczyszcza się srebro, i wypróbuję, jak złoto próbują. I wzywać będą mojego imienia, a Ja wysłucham, i będę mówił: "Oto mój lud" a on powie: "Pan moim Bogiem". 
(Za13, 7-9)

  Kiedy robię coś, czego muszę się wstydzić uciekam od Pana jak najdalej, żeby mnie nie oglądał. Jak Adam. Coś w tym jest, coś w naturze człowieka, że kiedy czuje się nieczysty, nie chce by go oglądano. To robi grzech z człowiekiem, brudzi go, żeby się wstydził i uciekał, i żeby się obwiniał i nie śmiał szukać przebaczenia i pomocy. Okrutne. Szatan bardzo nienawidzi człowieka. 
Tymczasem Pan mówi : Nie bój się, poprowadzę Cię przez ogień żebyś się oczyścił, i będziesz jak srebro i złoto. Bóg wymaga próby, jak w ogniu, bo złoto próbuje się w ogniu. Ale ogień nie niszczy złota, tylko oczyszcza je, wydobywa z niego piękno. Nie pierwszy raz czytam te słowa, ale pamiętam, że bardzo bałam się tego ognia. Teraz jest inaczej. Ufam słowu Boga. Przejdę przez ogień jeśli ma mnie oczyścić. Chcę przejść przez ogień. W dodatku Bóg nigdy nie opuszcza człowieka. Mnie. Zawsze jest ze mną, chociaż nie muszę Go czuć ;-) . 
"I wzywać będą mojego imienia, a Ja wysłucham" . Zawsze. "I będę mówił : Oto mój lud". 
Bóg nas stworzył pięknymi jak złoto. Tylko grzech sprawia że jesteśmy nie czyści. Każde złoto przejdzie próbę ognia i tego jestem pewna. Będę się o to modlić dla wszystkich ludzi. 
"... a on powie: Pan moim Bogiem" <3


Cieszę się, że mam wakacje, i czas wolny między zwykłymi obowiązkami, choćby na taki Namiot Spotkania. Mam dobre postanowienie żeby rozważać Słowo Boże codziennie, i jednocześnie zacząć czytać Pismo święte. Ewangelia i Dzieje - oto mój pierwszy cel ;-) . Dziś zaczęłam i mam nadzieję wytrwać w tym postanowieniu do końca wakacji, a może i nawet cały rok? Kto wie? Szczególnie, że bliskość Słowa Bożego w mojej codzienności zbliża mnie do Niego, przysuwa, i otwiera moje uszy tak, że naprawdę zaczynam Go słyszeć. Sęk jedynie w tym, że czasami się nie chce, lub jest się zmęczonym itp. Czasami trzeba coś w sobie przezwyciężyć. I to też wbrew pozorom nie jest takie złe. 
Trochę się wybiłam z dołka. I po raz kolejny nauczyłam się, że lepiej jest polegać na Bogu, niż na człowieku. Ciekawa jestem ile razy i jak długo jeszcze będę musiała się tego uczyć... . Za każdym razem to dość bolesne doświadczenie.  

Wczoraj był całkiem miły wieczór w towarzystwie przyjaciół. Aha, i niedawno wróciłam z kilkudniowego wypadu do Poznania (miasta, w którym jestem zakochana od dziecka). Drobne rzeczy dające radość - dodają siły, a wtedy nawet zmęczenie zamienia się w moc. I ta pogoda... :-) po raz pierwszy brak słońca sprawia mi ulgę ;D do czego to doszło! Przez otwarte okno wpada co chwilę miły wesoły wietrzyk, a za oknem taki zwykły dzień, niebo zachmurzone, ale miło jest oddychać nie nagrzanym powietrzem. A zapowiadane wcześniej burze jakoś na razie nas ominęły.

Oddycham w Panu ;) .

Ogień. 
Patrzę Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki od serca na co dzień
mówił - przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień.

ks. Jan Twardowski (1997).

środa, 7 lipca 2010

Szukam Ciebie.



"Mów do mnie, Panie, chcę słyszeć Cię,
przyjąć od Ciebie, co masz dla mnie.
Nie chcę się chować, lecz w Tobie skryć,
w cieniu Twym, Panie, chcę iść.. "

Bardzo powoli zbliżam się do Niego. Wiem, gdzie jest, gdzie Go szukać, ale... kulawo podchodzę, jak ... zbity pies. Podczas modlitwy i rozważań muszę wyduszać z siebie słowa, które wydają się i tak nie pasować. Uczę się od nowa z Nim rozmawiać. Kiedy klęczę przed Tabernakulum, wdycham powietrze przepełnione Jego świętą obecnością, czuję jak przepływa przeze mnie Jego pokój, i bardzo powoli wyciągam z moich ran kolce lęku. On wie, jak to boli. Wie, że się boję, nawet Jego. Wie, co robiłam. Wie, jak nisko spadłam. Wie, w co się wpakowałam. Wie, jak mnie poraniono. Wie wszystko. I patrzy na mnie z miłością. To jeszcze bardziej mnie kołuje. Sprawia, że nie wiem, co ze sobą zrobić. 
Dziś, po Eucharystii, po raz pierwszy od bardzo długiego już czasu, zaczęłam Mu mówić, co mnie boli. I wbrew oczekiwaniom, nie trzasnął mnie piorun, a niebo nie spadło mi na głowę ^^ . Gdyby, ktoś dowiedział się, jak się Go bałam, jak bałam się odsłonić, to by pewnie miał niezły ubaw. Sama bym się z tego chętnie pośmiała. Ale za bardzo jeszcze... . Jeszcze nie teraz. 
Bardzo powoli wchodzę w okrąg Jego Światła. Znowu. Po raz kolejny. Zaczynam ufać. 
Jestem niepoprawna. To, że znów wracam, sprawia, że wyobrażam sobie, że On się gniewa. Że znów muszę wracać. Nie wiem, jak było dalej z synem marnotrawnym, ale wiemy, że wracać on musiał tylko raz. Raz... chyba łatwiej się wybacza.. . 
Motam. 

Tak bardziej z pierwszej ręki to.. zaczynam szukać pracy na wakacje. Mój pomysł o pójściu na pielgrzymkę zamazuje się na horyzoncie, jakby ktoś zmazywał go niewidzialną gumką do ścierania. Bo pieniążki stanowią czasem jednak pewną przeszkodę. A jak już powszechnie wiadomo wpłaciłam zaliczkę na rekolekcje we wrześniu... . Pora zacząć realnie zastanawiać się nad drugą częścią tej zaliczki, a jeśli nie chce się obciążać rodziców, to jednak ... . Z drugiej strony, obawiam się, czy nie zaczęłam o tym myśleć zbyt późno. Ale widziałam dziś kilka ogłoszeń. Zakręcę się za tym w przeciągu najbliższych kilku dni. Zobaczymy. 
Był też plan, by rozpocząć wakacyjny wolontariat w pobliskim domu starców (3 razy w tygodniu 30 kim rowerkiem = kondycja, ale nie moja, jeszcze ;) ). Ale ta praca też straszy... . Dylemat na pierwszy rzut oka nie do obejścia. Ale z Panem Bogiem... . Wiadomo. 
Byle do przodu. I byle się już nie jeżyć. 

O innych strachach nie wspominam. Byłoby cudownie powrzucać to do jakiegoś starego worka, spalić, i jeszcze wywieźć resztki za miasto. Ja jednak nie dość, że to sumuję, wychodzą mi ułamki, wyciągam wspólny mianownik i zaraz będę miała pierwiastki. Pierwiastki problemów do potęgi dziesiątej. Chciałabym, móc z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Ale do jeża nie podchodź.. . Czasami mam siebie dość.

Bardzo powoli, ale może.. zacznę wychodzić na prostą. A przynajmniej prostszą. 

"...Święty, potężny jesteś, Panie nasz,
przed Tobą dziś możemy stać dzięki łasce,
nie dzięki nam samym..."

wtorek, 6 lipca 2010

W zamknięciu




  
Lecz ja bym się zwrócił do Boga,
... On udziela glebie deszczu,
posyła wody na powierzchnię ziemi,
wysoko podnosi zgnębionych... . On zrani, On także uleczy...
 
(Hi5;8a ,10-11,18a.)

Cisza nie ustaje. 
Nie mogę wyjść.
Modlitwa przychodzi z trudem.
Jest jak motyl bez kolorów. Nie warto na niego spojrzeć.
Szaro. 


sobota, 3 lipca 2010

Jeż w labiryncie.




Hiob wstał, rozdarł swe szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł:
"Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!"
W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości.
 (Hi1;20-22)

Ostatnio dowiedziałam się, że powinniśmy błogosławić Boga za nasze cierpienie. Dziękować za zranienia. Może już o tym wspomniałam.. . To wydaje mi się tak trudne jak wejście na Mont Blanc, przynajmniej z moją kondycją. 
Mimo to, odkryłam, że dziękowanie za cierpienie oczyszcza z tego, co potocznie nazywamy pychą i egoizmem. Myślę, że to mnie oddala od Boga. Gdzieś w głębi serca obwiniam Go za moje najgłębsze zranienia, których nie jestem w stanie nawet zrozumieć, o których pragnę zapomnieć. Marzę o tym, żeby móc je spopielić jak kartkę papieru. Ale nie mogę. Mogę złorzeczyć Bogu, lub Go błogosławić. Co powinnam zrobić?
Próbuję dziękować. 

Modlitwa powoli stawia mnie na nogi. Oczyszcza. 
Eucharystia jest jak opatrunek. 

Ja sama jestem jak jeż. Nikt do mnie nie podejdzie. A sama potrafię pokłóć i siebie. Tylko Jezus potrafi się do mnie zbliżyć. Mimo, że kłuję. 

Moje życie przypomina mi ostatnio labirynt. Który z każdej strony jest zamknięty. Chodzenie po nim wydaje się być bez sensu, a jednocześnie jest jedynym sensem. Jeż w labiryncie. Prawie groteska. 
Ktoś powiedział mi, żebym czytała księgę Hioba i w jego imię starała się wstawić swoje.
Czy moja wiara może być, jak wiara Hioba? 

Jak wyjść z zamkniętego labiryntu?

piątek, 2 lipca 2010

Labirynt jest wszędzie zamknięty.


 Wszystko we mnie woła o pomoc. Krzyczy. A ja tak skutecznie nauczyłam się to ukrywać, że ... . 
Nie umiem już prosić o pomoc. 
Strach przed odrzuceniem.. niezrozumieniem. Otoczyłam się murem strachu. Nie potrafię go przebić.
Chcę mówić... chcę wyrzucać z siebie... . I nie mogę. 
To jest jak sen. Wołasz i nikt nie może Ciebie usłyszeć. Próbujesz kogoś dogonić, ale nie możesz ruszyć się z miejsca. Mój sen.

Nie mam już siły. 

"W ogrodzie wewnątrz mnie skulony w swoim śnie. Tylko to mi się zdarza naprawdę." 
"A ja nie". Metro.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Bo wiem, bez Ciebie zginę...



Za oknem nareszcie słońce!
Wczoraj miałam poważną rozmowę, z przyjacielem. I jest tak lżej na sercu... . Pan mnie wysłuchuje. Zawsze. Szkoda, że tak rzadko to zauważam.
Dwa dni temu odbyło się w Kostomłotach Jerycho Młodych, i oczywiście byłam tam ;) . Spotkanie było dla mnie szczególnie owocne. Bardzo wiele z niego wyniosłam, wiem, że to tylko ogólniki. Liczą się konkrety, ale za chwilę wyjeżdżam do Warszawy. Chciałam na świeżo napisać moje refleksje z tego spotkania, ale jak zwykle mi coś nie wyszło, bo zawsze zabiegana ;) . Ale przyznam się, że wczoraj cały dzień spałam. Zmęczenie po całym dniu wielbienia Boga tańcem, śpiewem, i ogólnym radosnym Bożym szaleństwem tak mi się dało we znaki, że musiałam naprawdę odpocząć. W dodatku doszedł ból brzucha. Ale i tak nie przyćmiło to mojej radość ze spotkania z Panem. Słyszałam przecudne świadectwa, osoby głuchoniemej, niewidomej, byłych więźniów (te szczególnie zapadły mi w serce) oraz pewnego małżeństwa i Agnieszki (jednej z koleżanek, które przygarnęła nas, sieroty, na swoja karimatę ;) ). Pan sprawił cuda w ich życiu. Odbili się od samego dna, można powiedzieć. Burza oklasków na stojąco,na chwałę Pana, za te cuda rozbrzmiewała dobre kilka minut. Była też przecudna Eucharystia, poprzedzona wejściem Słowa Bożego, w procesji z tańcem, wesołym śpiewem pochwalnym, otoczone biblijnymi skrzydłami. Po prostu szał. Nie da się tego opisać, trzeba było to widzieć. Były też spotkania w grupach, i trafił nam się świetny animator, Jarek. Człowiek ma gadane, trzeba mu to przyznać. Dowiedziałam się dzięki niemu, że modlitwą, spowiedzią, Słowem Bożym, i przebaczeniem można burzyć mury, które wznoszę między sobą a Bogiem i między sobą a drugim człowiekiem. Bardzo chciałam się tego dowiedzieć, i nawet nie miałam nadziei na to, że ktoś mnie oświeci ;) a tu proszę. Kolejny punkt do instrukcji obsługi własnego życia. I to wcale nie trudny w realizacji.
Tematem przewodnim spotkania było właśnie burzenie murów. Stąd nazwa "Jerycho" Młodych. Piękna była też katecheza, i później Homilia. Plus jeszcze mur zbudowany przez harcerzy z tekturowych pudełek, na którym każdy mógł napisać za pomocą plakatówki to, co uważa za mur w życiu swoim lub innych ludzi. Jako że nie było pędzelków, trzeba było wykazać się kreatywnością. Palce poszły w ruch ;) . Nie mogłam się później domyć, więc cały dzień chodziłam z niebieskim palcem i paznokciem. Zdolna jestem ;) to jasne. Napisałam na murze słowa : nieczystość serca i zranienie. Pojawiła się na nim cała masa rozmaitych grzechów, pycha, chciwość, pożądanie, złość, gniew... można by wymieniać w nieskończoność. Później mur został uroczyście zburzony przez tych, którzy stali najbliżej. Właściwie zburzony - to za mało powiedziane ;) . Został roztrzaskany na kawałki. Zgliszcza z tektury spoczywały tam żałośnie aż do końca spotkania.
W tym czasie Duch Święty działał we mnie wyjątkowo silnie. Wskazał mi niebezpieczeństwo, jakie płynie z mojego muru. Nie zastanawiałam się wcześniej, jak sama siebie krzywdzę tym, że odgradzam się od innych. A muszę przyznać, że robiłam to już bardzo długo. Solidny murek z tego wyszedł. Zabudowałam nim serce szczelnie. Teraz będę nad tym pracować.
Duch Święty dał mi też łaskę pięknej modlitwy. Jak nigdy nie miałam żadnych trudności, żeby się modlić. Powietrze było aż gęste od obecności Ducha Świętego.

Ogólnie: po prostu pięknie. Bardzo się cieszę, że tam byłam.  Chwała Panu! ;)

A przede mną parę wspaniałych dni spędzonych w Warszawie z najlepszą przyjaciółką ^^ .
Nareszcie czuję, że mam wakacje.

Ps. Nawet nie myślę o maturze! O.

piątek, 25 czerwca 2010

A ja tak pragnę Ciebie...



Wstaję i upadam. Ostatnio.
Chciałabym dziś poukładać kilka refleksji, które wirują mi ostatnio w głowie ;) .
Pierwsza dotyczy powołania. Odkąd powiedziałam Bogu "tak" , zauważyłam, że moich upadków jest więcej, są cięższe, i trudniej mi się z nich podnieść. Wokół zaczyna wszystko się chwiać. Jest coraz trudniej. Moje  ciche, nieśmiałe "tak" wywołało lawinę. Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej Zły o nas chce walczyć. I walczy. Krąży i czeka. To mnie przeraża.
Ale jeśli Bóg ze mną... któż przeciwko mnie?
Szkoda tylko, że ostatnio jest aż tak trudno. I nie mogę wydusić z siebie słowa: pomocy. Nie mogę się do tego zmusić. Nie widzę nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Boję się tego zamknięcia. Zamykam się w klatce. A to dla mnie nigdy nie wyszło na dobre... . Nie wiem, co robić.

Druga refleksja, zainspirowana jest pewnym wpisem na blogu Jakuba ;) . Świętość. Jak różnie ludzie ją postrzegają. A ja chcę żyć dla Boga, stawiam to jako powód dla którego żyję. Żyję dla Niego. I to jest dla mnie przejaw świętości. Moja modlitwa zaczyna powoli sprawiać, że oddycham. Zaczynam wsłuchiwać się w głos Boga. Odkryłam, że nie musi zagrzmieć, nie musi buchnąć ogniem, ani lunąć potężną ulewą. On jest tutaj w moim sercu. Przyjmuję Jego słowo z ust kapłana, z Pisma Świętego. I to wystarczy by Jego odpowiedzi w najdziwniejsze sposoby trafiały do mnie. Jeśli pozwolę Bogu, otworzę się na niego, On będzie powoli wydobywał mnie z mojego brudu, z grzechu, ze zranień, a będzie odkrywał przede mną moją świętość. Kawałek po kawałeczku. Każdego dnia. Jedyne, co muszę zrobić to otwierać się na Niego codziennie. To wystarczy. On sam wie co robić. To sprawia, że dla Niego chcę otwierać oczy i oddychać.

Nie ważne, czy to rozumiem, ani czy umiem się modlić.  On jest tu ze mną w tej chwili i słucha. On nie wymaga krasomówstwa, ani nic w tym rodzaju. Słucha. Ja tylko mówię. Po prostu. Z kolei ta myśl naszła mnie wczoraj podczas Wieczoru Chwały. Ks. Janusz prowadził modlitwę o uzdrowienie. I nie miałam pojęcia, co mam zrobić... co myśleć, co powinnam czuć. Wiedziałam, że potrzebuję uzdrowienia, ale nie wiedziałam od czego zacząć, co mówić, jak się modlić, jak prosić. Zaczęłam mówić to Jemu. Że nie wiem, pytałam jak się modlić, co mam zrobić. Odczuwałam smutek i kompletną pustkę, bo wskutek modlitwy ks. Janusza moje najgorsze nieuleczone zranienia wypłynęły we mnie na wierzch i zaczęły znowu boleć. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. I wtedy zespół zaczął śpiewać pieśń, której tekst stanowiło tylko jedno słowo : Jezus. I w tym momencie spłynęła na mnie myśl : Jego Imię. Ono będzie uzdrawiało. Będzie działać. I zaczęłam śpiewać oddając to Bogu.
Nie zdarzył się żaden cud. Nic się nie stało. Odczuwałam tylko pokój w sercu. I Jego święta obecność... nareszcie mogłam się w nią zanurzyć, w niej schronić.

Następny Wieczór Chwały dopiero w Październiku ;) . Nie wiem, jak to wytrzymam.
Na razie wiem jednak, że mam wakacje, ... ;) .
Cieszę się, mimo wszystko. Będzie więcej czasu na to, żeby posprzątać nareszcie ten bałagan, który panuje we mnie. Chciałabym, żeby to już było za mną. Bo to będzie wymagało odważnych kroków. A mi już brakuje na tę odwagę siły. Za dużo było prób.
Chciałabym odpocząć od tego. Od samej siebie.

A ciągle słyszę, że nie mogę... .

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Jakiś koniec i początek




Za oknem niepokojąco wiatr dotyka liści. Niebo siwe, ponure. Zimno.
Za mną pierwszy rok studiów. Nawet nie wiem, kiedy zleciał ;) .Ale zleciał. A wraz z nim uleciało całe mnóstwo sytuacji, łez, rozstań, powitań. Dużo się nauczyłam. Przede wszystkim tego, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć ;) .
Jeśli zaś chodzi o mój angielski - to z dumą muszę stwierdzić wielki postęp. W zasobie słownictwa, akcencie, wymowie... . Jednym słowem brawo ^^ .

Jestem znów blisko Pana Boga. Przepraszaliśmy się ostatnio.. tzn. ja przepraszałam.. - On jak zwykle, spojrzał na mnie z miłością. Liżę rany po ostatnim upadku.
 Wczoraj natomiast całą noc modliłam się za moją przyjaciółkę, która ma kłopoty. Tak mnie wystraszyła, że uwierzyłam, że mogłaby popełnić jakieś głupstwo. Najgorsze jest to, że wciąż daje mi do zrozumienia, że nie mogę jej pomóc, a nawet wydaje mi się, że kpi sobie z mojej pomocy. A mimo to wciąż jej u mnie szuka. Tak przynajmniej czuję. I martwię się o nią bardzo... . Po minionej nocy, czuję zmęczenie i niepokój. Szczególnie, że z Panem Bogiem ostatnio byłam na bakier, i obecnie jestem na etapie "wracania". U mnie to, niestety, zawsze długo trwa.
Powtórzę to chyba po raz setny, ale nie cierpię bezradności. Widzę jak cierpi moja przyjaciółka, ma masę problemów, ... jest daleko, a ja mam do dyspozycji tylko telefon i modlitwę. Pan Bóg każdego nauczy pokory... . Ja jestem w tej dziedzinie totalnie oporna. Eh.. .

Dzisiaj jestem już po spotkaniu z moimi Aniołkami ;) . Pozytywny opatrunek na moje niepokoje. Omawiamy sobie teraz ósmy krok, świadectwo. I mam nadzieję, że odważą się powiedzieć świadectwo podczas spotkania całej wspólnoty. To nie lada wyzwanie. Ale wierzę w moje Dzieci ^^ .

Co do wspomnianego ostatnio Wieczora Chwały, to jednak mimo przewidywanych marnych szans, wzrosły one nagle i niespodziewanie ;) otóż Wieczór Chwały odbędzie się w czwartek o 19:00 w kościele przy parafii św. Józefa w Siedlcach. Moje ciche życzenie się spełniło :D . Oczywiście będę tam.


I tak oto wygląda początek moich wakacji. Całe dwa miesiące, mnóstwo nowych dni.. . Co zaplanował dla mnie Pan? Na razie mam wiele ciekawych postanowień wakacyjnych, ciekawe ile z nich uda mi się wprowadzić w życie. Wkraczam w nieznane. Wiem tylko jedno - że trochę odpocznę ;) . Marzyłam o tym ostatnio aż za często. Ciekawe też, czy uda mi się znaleźć jakąś dorywczą pracę, choćby na jeden miesiąc. Bardzo bym chciała, ponieważ... we wrześniu jadę na oazę ;) . To już pewnik. Zaliczka popłynęła, odpowiedź nadeszła. Lecz druga część opłaty sama się nie znajdzie. Dlatego przydałoby się choć tę konkretną kwotę uzyskać, swoją ciężką pracą ;) .

Marzę o łóżku.. tak.. 17:30 a ja już najchętniej poszłabym spać. Po tej nocy mogłabym spać dobę. A o 18:30 spotkanie z przyjaciółmi. Zaklepane, więc iść wypada.
Eh ;)

A na zakończenie, mądra myśl, w której szczególnie fragment o modlitwie, ostatnio pasuje do mojego życia, jak pasujący element układanki ;)


Tylko trochę wystarczy dać, zacząć dawać czystość serca Panu, a potem nagle zacznie wszystko biec, bo Pan rozszerzy moje serce wielką miłością i świętość będzie rosła i rosła. Nie będzie wysiłkiem, będzie radością. Jak modlitwa, którą gdy człowiek podejmie naprawdę, nie stoi po stronie wysiłku, nie stoi obok pracy jako obowiązek, tylko stoi po stronie wypoczynku jako oddech duszy, jako to, w czym ja się pobieram, a nie w czym ja się wydaję.
Ks. Wojciech Danielski

niedziela, 13 czerwca 2010

Patrz w Pana Jezusa, a nie w siebie, bo w niebie nie będziesz miała lustra. W niebie będziesz się musiała przeglądać w Panu Jezusie. ;-)

Cytat ks. Wojciecha Danielskiego ;) . Pozytywnie mnie rozbroił, gdy pierwszy raz miałam go przed oczami.
Pozytywne jest to, że (jak zwykle) powoli wracam do modlitwy. Otwieram przed Bogiem to, co trzymam w zamknięciu, i odsłaniam rany. Nie jest to łatwe.
Odpoczęłam w ciągu tych dwóch dni ;) . Kolejna pozytywna sprawa. Nawet nie wiedziałam, że byłam aż tak zmęczona tymi ostatnimi tygodniami. Psychicznie, fizycznie, duchowo i pod każdym innym względem.

Trochę boję się egzaminu.. . ;(( to już we wtorek...


A tak ogólnie, to ostatnio myślę, że byłoby wspaniale gdyby trafiło się jakieś spotkanie uwielbieniowe. Najlepiej Wieczór Chwały... ale bardzo marne szanse... . W czerwcu miało już nie być.

Coś mi krąży wokół serca.. .
I chyba boję się, to wyciągnąć. zobaczyć, co to jest.. .

Po raz kolejny pytam siebie, co się ze mną dzieje? I nie słyszę odpowiedzi..

sobota, 12 czerwca 2010

Upał

Ale nie w sercu.
Nie wiem, czy to zmęczenie, ale nie mogę się modlić. Zostawię to jednak, bo naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje.
Powinnam się cieszyć, że wszystkie zaliczenia - zaliczone, wszystkie kolokwia do przodu. Wszystko to za mną. Dzięki piątce z ćwiczeń, jestem zwolniona z egzaminu z historii literatury. Jedna sprawa tylko gryzie moje sumienie, ale nic już nie mogę na nią poradzić. Inna sprawa wygląda tak, że jestem zmęczona. Psychicznie, bo dziś odespałam te zarwane noce z tego tygodnia. Wstałam o 12 w południe. Ale psychicznie, czuję że wysiadam. Jest jeszcze coś.. wiem, że przyjdzie z całą mocą kiedy tylko sesja się skończy i nie będzie już niczego takiego, co mogłoby mnie od tego oderwać. I boję się tego.
Przede mną jeszcze 2 egzaminy. Ustny z PNJA napawa mnie lękiem, rosyjski już trochę mniej.
Za oknem tym razem duchota, spiekota i upał - pomieszane. Wychodząc z domu czuję się jakbym wchodziła do rozgrzanego piekarnika.
Oaza - już jakby trochę realnie zarysowuje się na dalekim horyzoncie września. Ale wystarczy jedno potknięcie, żeby to zaprzepaścić. A CDOR jak się nie odezwał tak i teraz milczy.
Naprawdę nie mam już na nic siły.

Zmęczenie. Strach przed tym co jest i co będzie, gdy minie to co jest.
Zimna pustynia w sercu, chociaż za oknem straszny upał.

I pytanie, co się ze mną dzieje... . I brak odpowiedzi, nie ma na nią siły.
Gdzieś we mnie może tli się jakieś światełko.
Ale jestem zbyt zmęczona, żeby go szukać.

niedziela, 6 czerwca 2010

Chcemy słuchać Cię!

 
 
Ref. Chcemy słuchać Cię, w miłości Twej stawać się podobnymi do Ciebie,
Niech słowo Twe wzejdzie, weź serca i przemieniaj je!
Daj nam poznać Cię, tak wsłuchać się w prawo Twe,
Byśmy byli gotowi, niech słowo Twe zrodzi prawdziwe owoce wśród serc.
1. Twoje słowo jak lampa dla stóp, co oświetla nam życie,
Pozwól poznać smak Twoich słów i wylewaj obficie swego Ducha
2. Twoje słowo dla duszy jak miód, co dzień karmisz do syta,
Tak pouczaj i kieruj swój lud, byśmy doszli do prawdy Twego Syna.
3. Twoje słowo to wcielony Pan, cała nasza nadzieja.
Tajemnice Twe poznać nam daj, że to słowo od zawsze było Bogiem.
4. Twoje słowo - obosieczny miecz, co ma moc nas uwolnić.
Złego ducha oddalaj precz, naucz nas stale czerpać z tego źródła.
5. Twoje słowo to prawda i Duch, w Twojej łasce nas wiedziesz.
Miej w opiece, Panie nasz Ruch, w uwielbieniu wznosimy głos do Ciebie.
(Piosenka roku OŻK 2010)

Chcę słuchać Cię, Panie ;) .

Piosenka Oazy 2010. Piękna ^^ .   
(Wojciech Tabak)

piątek, 4 czerwca 2010

Nic nie wiadomo...

Wciąż i wciąż. Moje życie przypomina mi teraz jakieś nieuporządkowane wnętrze. Trochę rzeczy, nie połączonych, nieposkładanych, niepasujących do siebie. A ja próbuję to poukładać, i wciąż nie wychodzi. Co się ze mną stało? Co się stało z tą dziewczyną, dla której wszystko sprowadzało się do miłości, jak do wspólnego mianownika, z dziewczyną pełną pogody ducha?
Nie wiadomo nic z moimi studiami - gdzie będę?
Nie wiadomo, czy pojadę na oazę. Wysłałam zgłoszenie, pieniądze czekają na wysłanie, a CDOR nie odpowiada..
Nie wiadomo, jak będą wyglądały moje wakacje...
Nie wiadomo, czy zaliczę sesję.
Nie wiadomo, co ze mną będzie za dwa lata, bo nie wiem co wybrać. A raczej już wybrałam, tylko nie wiem, czy dobrze... i co na to rodzice.
Nie wiadomo co z moim życiem.

I ten bałagan mnie dobija. Cienka, mocna nić modlitwy wszystko to jakoś wiąże w mniej więcej logiczną całość, dzięki czemu jeszcze stoję na nogach. I .. to dla mnie jest cud. Mimo tak okropnych trudności, i tego, że zostałam z nimi zupełnie sama, czuję, że jest ze mną Bóg. Naprawdę czuję Jego obecność, która odbija się w moim wnętrzu głębokim pokojem.. . To ogromna łaska dla mnie i nie wiem, jakimi słowami za nią dziękować.

Wczoraj było święto Bożego Ciała. Podczas, gdy tak szłam z wielką (jak na nasze miasteczko!) procesją, za Jezusem, który niesiony przez kapłana, stąpał po wonnych płatkach kwiatów, czułam, że tak powinno być z moim całym życiem. Zawsze iść za Jezusem. Zawsze. A szczególnie Eucharystycznym. Doprowadzić, by Eucharystia stała się centrum mojego życia. Jezus jego celem... . Miłość.
Niezwykłe było przeżycie wczorajszego dnia.
Im bliżej jestem Boga, tym bardziej rozumiem, co dzieje się wokół mnie, i podczas wszystkich świąt.

Tak poza tym wszystkim. Nie zaliczyłam leksyki. Wszystko jest określone znakiem zapytania. Wszystko. Dosłownie. Moje życie stoi na głowie.

środa, 2 czerwca 2010

Idzie Burza

Za oknem wręcz czarno, toteż muszę się lekko streszczać. Ale za to w moim sercu burza już przechodzi. Modlitwa.... Pan rozlewa moim sercu łaskę swojego pokoju... . I to jest piękne.
Miłość Pana jest piękna.
Życie jest darem... . Ten tydzień,... ba, ostatni miesiąc nauczył mnie tyle..


Uciekam, bo jak zaraz lunie, jak piorun walnie to wszystkie korki równo pójdą. Zapowiada się straszna nawałnica...
nie cierpię burzy ;-/

sobota, 29 maja 2010

Pustynia

Każdy ma swoją pustynię. Przeżywa ją od czasu do czasu w ciągu całego życia. Ja teraz przeżywam jedną ze swoich pustyń... . Koniec. Mam już tak konkretnie dość, że... aż szkoda gadać.
W ostatni czwartek miałam to szalone szczęście być na Wieczorze Chwały organizowanym przez naszą Grupę Ewangelizacyjną z DA Siedleckiego. Było pięknie. Przeżyłam ten wieczór jakoś wyjątkowo. Szczególnie zapadł mi w pamięci moment, kiedy wszyscy poszukujący drogi życiowej podeszli do ołtarza, klękając przed Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie, a reszta zebranych wyciągała nad nami ręce i modlili się za nas. Ksiądz chodził z Panem Jezusem od osoby do osoby. Jezus pochylał się w ten sposób nad każdym, błogosławił.. . Wszyscy pochylali głowy, zamykali oczy. Tylko ja podniosłam wzrok na Niego. Pochylił się nade mną, ale nie mogłam wytrzymać, zamknęłam oczy. To była niezwykła chwila, w której wszystkie napięcia, niepokoje, smutek, lęk, i inne uczucia, które mną szarpały nagle ustąpiły. Było też tak, że gdy podeszłam nie było miejsca żeby uklęknąć, więc skręciłam w prawo i odeszłam trochę dalej na bok, gdzie było trochę miejsca. Kiedy podniosłam wzrok okazało się, że klęczę przed samym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej... i zamurowało mnie. Wcześniej szłam w tę stronę nieświadoma, że Ona tam jest. Dopiero po chwili klęczenia i modlitwy podniosłam głowę i już wiedziałam że to coś oznacza. Że to coś bardzo ważnego. Kiedy jakieś dwa lata temu prosiłam Matkę Boską Częstochowską by stała się przewodniczką i patronką mojego powołania, nie sądziłam, że potraktuje moją prośbę aż tak poważnie. Od przyjazdu z Częstochowy w tym roku, myślałam o Niej coraz częściej, przypomniałam sobie moją do Niej prośbę. A teraz Ona... . To nie był przypadek, wiem to na pewno.

Czwartkowy wieczór jednak, mimo iż był niezwykły i tak wiele we mnie pozostawił dobrego, nie sprawił że przestałam się gubić. Życie jest dla mnie ostatnio coraz trudniejsze. Jest jakby coraz gorzej. Modlitwa mnie podtrzymuje, Namiot Spotkania umacnia - chociaż mam coraz większe wrażenie, że nic z tego, co czytam, nie rozumiem. Mimo to, czuję, że ginę.
To tak jakby mi ktoś zawiązał oczy czarną chustką. Przestaję widzieć sens w tym co robię, a cel zamazuje się na horyzoncie. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Tak wyszło... o kimkolwiek pomyślę, zaraz pojawia się tysiąc argumentów przeciw. Więc tkwię w tym sama. Zaliczenia i kolokwia sypią mi się na głowę. Wątpliwości, jakieś dziwne decyzje krążą nad moją biedną głową, a ja w tym wszystkim, jak dziecko we mgle.
W poniedziałek kolokwium z gramatyki. Całe szczęście, że to tylko Reported Speech. To jest akurat miłe oraz przyjemne. Nie znaczy to, że nie muszę się z tego uczyć. Nastrój mam nijaki, więc strasznie ślamazarnie mi dziś wszystko idzie. Modlitwa też. Wszystko.
Gubię się. Co tu dużo gadać...


Ostatnio jest bardzo, bardzo ciężko.
Sama już nie wiem jak z tego labiryntu wyjść. Może jest zamknięty ze wszystkich stron.. .
Kiedy Bóg zamyka drzwi, ...
Czy w labiryncie powinny być okna?

niedziela, 16 maja 2010

I don't know

Nie wiem, co robić... .

sobota, 15 maja 2010

Mam powód aby żyć, każdy mój dzień oddaję Ci ...

Chcę dla Ciebie żyć, Jezu.

Zanurzam się w Miłości Boga. Ona mnie obmywa z całego brudu, dzięki Miłości bieleję jak śnieg. Mój Pan rozkochał mnie w Sobie... ;) Jestem szczęśliwa. Nie wiem jak ubrać to w inne słowa. Wszystkie zdają się być za małe. Jak ja. Za mała... . Nie godna. Proch. Ale... jak powiedział ojciec Leon : " Jaki to awans, być prochem w ręku Boga. " ;) . Kocham i nie mogę tego powstrzymać.

Mimo jednak tego, co dzieje się w mojej duszy, problemy uparcie nie chcą zniknąć. Mój stosunek do nich jest opłakany. Bo chcę żeby zniknęły. I czuję się jak w pułapce, nie wiem jak z tego wszystkiego wyjść. Czuję, że to nie możliwe. Oddaję to Bogu. Ale wiem, że zostawić tego ogólnie nie mogę. I nie wiem co dalej... . Nie wiem z kim porozmawiać. Wypłynęło na wierzch na mojej ostatniej spowiedzi, chociaż nie zamierzałam wcale tego poruszać. Ale wypłynęło i teraz straszy, bo już zdążyłam się przyzwyczaić, że jest głęboko schowane. Nawet myślałam, że udało mi się to zamknąć. Ale tylko przykryłam to żeby nie kuło w oczy.
Niby ma być rozmowa. Ale niczego nie jestem tak niepewna jak tego, czy to dobry pomysł. Ale wiem że bez tego chyba nie ruszę z miejsca. A muszę.
Dobrze, że chociaż mam ogólne rozeznanie. Mniej więcej wiem w którą stronę trzeba iść.

Poza tym jeszcze sesja wciska się już przez wszystkie szpary w oknach i drzwiach. Nawet nie chce mi się o tym pisać. Koszmar i tyle. Czeka mnie tylko kilka egzaminów. Ale za to jakich! Czuję, że nadzieja wyjazdu na oazę letnią we wrześniu wisi na włosku. I tak zresztą te praktyki wrześniowe straszą ten włosek ostrymi nożyczkami. Uf.. . To się nazywa oddanie wszystkiego Bogu ;) . Nic nie wiem. Idę na ślepo, na wariata za Nim.
To dla mnie coś nowego. Dopiero niedawno zaczęłam odkrywać to nieznane mi dotąd zaufanie. I przebaczenie... . Ale to dłuższa historia.

A jutro kolejne spotkanie z Aniołkami. I kolejny Krok K.D.Ch. ;) tym razem o Świadectwie. Jeśli dobrze pójdzie to na spotkaniu całej wspólnoty będziemy mówić świadectwa. Ja i moje dziewczynki. Jestem z nich dumna ;) . Nawet jeśli to nie wyjdzie, to sama świadomość, że one są gotowe na to, sprawia, że naprawdę czuję dumę. One są wspaniałe. Chrystus działa w naszej grupie, i to jest piękne. To jest moc modlitwy.

No, i pora siadać do nauki, brać się do pracy. Potwornie zakręcone dwa tygodnie przede mną!

poniedziałek, 10 maja 2010

Droga w sercu...

Niedługo do Siedlec. Prawie skończyłam notatki z historii literatury.Dziś widziałam się z aniołkami ;) . Ja przy nich ładuję baterie. I przy Chrystusie. To były bardzo dobre cztery dni. 
Tak niewiele jest we mnie do kochania. A jednak jestem kochana.. ;)
Wypełnia mnie nadzieja. Ale jednocześnie...


Jestem bardzo zmęczona.
Bardzo.
Ciężko mi jest... przede wszystkim nie wiem do kogo się zwrócić.Kogo zapytać? Kogo się poradzić? Bóg mówi, ale ja jestem chyba głucha. Potrzebuję drogowskazu.. .
Ale nie znajduję go.


Na razie będę wykonywać moje zwykłe czynności. Dalej się zobaczy.. . Ale jestem taka niecierpliwa!

W tym tygodniu katechezy z panem Andrzejem Wronką. O zagrożeniach wiary.
I trzy kolokwia. Dwa trudne i jedno dziecinnie proste.

A co z kolokwium z życia?

piątek, 7 maja 2010

I chmury czarne białym kłem przebijasz, I to wszystko bezkrwawo - brawo, brawo I to wszystko złociście i nikogo nie boli Gloria! Gloria! In excelsis soli!



Chwała tobie, słońce ;) 
Dziś był pierwszy dzień który w ogóle skojarzył mi się z wiosną. Zapachniał, opromienił. Kiedy się patrzy na ten coroczny spektakl, zawsze ubarwiony czymś innym, można na chwilę zapomnieć o wszystkim!

Wczoraj maturka. Nareszcie napisana, oddana i spokój słodki. Co więcej, nie była wcale trudna. Tylko towarzystwo niezbyt życzliwe. Nieprzyjemnie się wśród nich siedziało, ale pies ich drapał. Już mnie tam z nimi nie ma ;) . Potem odwiedziny u Pani S. , przy której nie da się inaczej jak tylko śmiać, toteż humor mi się poprawił całkowicie. Nawet odpowiadałam z matury ustnej, więc po raz kolejny już w ostatnim czasie poczułam się jakbym wróciła do liceum ;) . Pogadało się, pośmiało. Było naprawdę fajnie. Potem szybciutko do Siedlec, zmęczona jak nie wiem. Dziś odespałam, bo rano nie było wykładu. 
No i okazało się, że zaliczyłam pięknie fonetykę ;) . 
Po metodyce do domku. Kiedy wyjeżdżałam już  Białej zadzwoniła Dorka. Kolejny powód do radości ;) - sama nie wiem już co z tą radością zrobić ^^ . 
A teraz już w domku. Uff.. . A przede mną w perspektywie kolokwium z historii. Migoce na horyzoncie i zaprasza do nauki ;P a jest czego się uczyć. Niestety. Lub stety. Eh. Od razu dzień później zaliczenie z psychologii. Spodziewam się bomby. Taka kobieta... . Co poradzić ;/ .
W Niedzielę nareszcie spotkanie z moją grupką. Dawno już nie było oazy ze względu na mój okrojony z powodu matury czas. Teraz nareszcie się spotkam z aniołami ;) . Za to wieczorem w niedzielę czeka mnie rozmowa.. . Której nie wiem, czy mam się bać.

Zaraz pewnie siądę do pisania notatek z historii literatury, ale jak to w piątek, nie bardzo mi się chce ;) . 

I mimo tych wszystkich zawirowań nie urwał się kontakt z Panem Bogiem. Wręcz przeciwnie. Coś się nawet zmieniło na lepsze. Ta relacja. Jest z mojej strony bardziej osobista.. . Ale nie umiem tego wyrazić. Jest też coś jeszcze, ale na razie taki pozytywny strach o tym pisać.. . 
;) 

"A teraz maj dookoła maj, wyświęca ogrody ... i cały ja i cały ja, zanurzony w oceanie pogody...  "
SDM . 

;-*

czwartek, 6 maja 2010

Za oknem świat

Do matury została jakaś śmieszna liczba godzin.. . A jutro metodyka. Dziś nie będzie mnie na fonetyce... .
Wszyscy przyjaciele starają się mnie wspierać... . Aja się boję na kimkolwiek oprzeć. W moim sercu jest trwoga, że w końcu zostanę z tym sama.

Nie wiem, jak to dobrze wyrazić, ale wszystko co do tej pory starałam się podnieść ciągnie mnie w dół... .

Życie.
Nic.
A jakże dosyć...

wtorek, 4 maja 2010

Suma wszystkich strachów

Czasami już nie wytrzymuję. Wczoraj miałam takie małe załamanie. Na szczęście rodzice już wczoraj wrócili, i wystarczył sms do przyjaciółki.
Ostatnio jest mi coraz ciężej. Coraz trudniej. Nie wiem dlaczego... .
Zbliżam się czy oddalam? Nie jestem w stanie powiedzieć. Nie umiem o tym wszystkim pisać. Nie wiem, co się dzieje z moim życiem.. .
Nic nie wiem.
Nic nie widzę, gdy patrzę w głąb siebie.

Po jutrze matura. Potem Metodyka w piątek. Za tydzień dwa dość nie łatwe kolokwia. Wokół tego wszystkiego slalom wątpliwości, strachu, przeplecione niepewnością.
Gdyby nie modlitwa...
Zresztą. To i tak wiadomo nie od dziś.

Tylko do czego właściwie ja zmierzam?

niedziela, 2 maja 2010

It's my life

It's my life
It's now or never
I ain't gonna live forever
I just want to live while I'm alive
My heart is like an open highway
Like Frankie said
I did it my way
I just wanna live while I'm alive


Bon Jovi.










Nie wiem jak to napisać. Jak Bóg działa teraz w moim życiu. Widzę to teraz tak wyraźnie jakby mi ktoś włożył odpowiednie okulary... .
Nie umiem o tym pisać. Nie mogę. To co czuję nie jest do opisania.
Pokój przepełnia moje serce.



A wczoraj było nasze czuwanko oazowe ;) . Było tylko 10 osób, ale i tak było pięknie. Czuło się obecność Pana. Wszystko to była pełna improwizacja, obraz Jezusa Miłosiernego skombinowany był spontanicznie od księdza w ostatniej chwili, tak samo płótno ;) . Tylko świeczki były kupione wcześniej ;) . Cała zaś treść czuwania to był Duch Święty. Tylko. I to najlepszy dowód na to, że On wszystko poprowadzi jeśli Mu się odda i zaufa.


Właściwie za 3 dni matura.
To niezwykłe jak mi się życie wywróciło do góry nogami ostatnio. Przewartościowanie o 180 stopni.. .

Chwała Panu. ;)

sobota, 17 kwietnia 2010

Gdy odchodzą ludzie, zostają anioły..

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia: -
Imię moje tak przeszło jak błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny - przyzna kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą -
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biedę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg [mię] uwolni od męki - nie przyjdę...

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!...

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę.

Kto drugi bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami niepełnej łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi:
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.


Juliusz Słowacki, "Testament mój"

Smoleńsk, Katyń, 10 kwietnia 1940...2010r.
[*] +

wtorek, 6 kwietnia 2010

„Piękno tego świata polega na tym, że zbudowany jest on na fundamentach jeszcze piękniejszego.” Wojciech Malinowski

Nowy dzień. Wtorek Wielkanocny. Wstałam o 9:30 , widok za oknem jest szary i jakby smutnawy. Jakiś ciekawski wróbel skacze po cienkich gałązkach bzu. Jeszcze nie ma liści - spóźniają się. Ja monotonnie odrabiam leksykę.  Dzień mija, niedługo ustąpi miejsca nocy, a ona kolejnemu dniu.
W tym jest jakieś ukryte piękno, które na pierwszy rzut oka jest niedostrzegalne.
Ja go w każdym razie właściwie, na razie nie dostrzegam.
Od jutra zaczynają się zajęcia, w domu będę dopiero w następny weekend... . Czuję całą sobą, że nie chcę tam jechać, wolałabym się ukryć przed światem. Czuć ciągle ten pokój w sercu i radość ze Zmartwychwstania i przebywania z rodziną. Nie to żebym tam nie mogła tym się cieszyć. Tam po prostu jest trudniej. Jutro wracam do "krainy niepokojów". No, trzeba.
Za oknem na oko nic się nie zmieniło. Tylko wróbla już nie ma. Szarość w normie.

I tyle.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Noc w którą łączy się niebo z ziemią...

Płakałam na Rezurekcji.
Wiem, czemu czułam niepokój w Wielką Sobotę. I doszłam do tego po trochu jeszcze w sobotę wieczorem. Ale kapłan głoszący dziś kazanie uświadomił mi to z taką mocą, że po prostu wszystko już we mnie się złamało. Myślałam, że podczas tych Świąt nastąpi ogromna przemiana, ... fanfary, te rzeczy. Myślałam, że już będzie ok, i takie tam. Ależ się pomyliłam.
Bo pozwolić aby On zmartwychwstał we mnie to nie znaczy odrzucić cierpienie. A ja to właśnie chciałam zrobić. Cierpienie jest we mnie. Jest mi cholernie ciężko. Chciałam odrzucić krzyż, chciałam, żeby Zmartwychwstały zrzucił go z moich pleców. A tu nie o to chodzi.
Często bowiem przeżywam Wielki Piątek w moim życiu - stoję pod krzyżem, wątpię w Boga, bo nie jest tak jak myślałam. Wisi na krzyżu i wydaje się taki słaby. Przeżywam zwątpienie, zapominam, że On umiera za mnie, dla mnie. Że zmartwychwstanie dla mnie.  A pozwolić Mu zmartwychwstać we mnie to oddać Mu to wszystko, co jest ciężkie, uwierzyć stojąc pod krzyżem, że ON zmartwychwstanie. Pozwolić Mu zmartwychwstać, to zmartwychwstać z Nim. Zmartwychwstać z grzechu, z ciemności do światła. Zaprosić Go do swojego życia i naprawdę Go w nim utrzymać. Pozwolić Mu działać nie jest łatwo... . Więc dziś, w Niedzielę Zmartwychwstania, pozwolić Mu zmartwychwstać we mnie to oddać Mu siebie. On, Zmartwychwstały, jest ze mną. Teraz. Gdy cierpię. I kiedy się cieszę. Jest. Kocha mnie.

Zrobiłam więcej powtórzeń niż zamierzałam :) ale chciałam wyrazić to co jest w moim sercu.
A dziś poczułam prawdziwą ulgę. Ufność i wdzięczność spłynęły dziś po mojej twarzy, podczas Rezurekcji, razem ze łzami. Rano wschodziło piękne słońce. Takie samo wzeszło w moim sercu. Bo dotknął Go Zmartwychwstały Baranek.
Do tej pory chce mi się płakać z radości.


Alleluja, alleluja, alleluja!

sobota, 3 kwietnia 2010

Światło

Nie umiem opisać tego co czuję. Jakaś dziwna mieszanka pokoju i niepokoju zarazem.
W moim sercu jest spokój i światło, ale zostały jeszcze otwarte rany.
Coś, czego nie umiem umiejscowić w sobie.. . Coś, czego chyba nie chcę dotknąć.
Sama już nie wiem.
Wiem za to, że zmieniło się wiele. 40 dni byłam na pustyni, i pracowałam nad tym, co mnie raniło od długiego czasu, nad sprawami, które były nieuporządkowane, nad tym co było dla mnie trudne. I te 40 dni były bardzo ciężkie. Czasem mniej a czasem bardziej. I dziś wiem, że wyszłam z ciemności na światło, które jednak mnie za mocno poraziło. Aż zabolało. Muszę przyzwyczaić się do światła, i jeszcze długa droga przede mną.
Ale ogromny krok za mną ;) .
I to sprawia, że czuję radość.

I za to wszystko, chwała Panu!

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielki Piątek "najwyższa ofiara dla miłosci"

 Dziś zrozumiałam, że za wiele powierzam własnym dłoniom, zamiast oddać wszystko w ręce Boga. Nawet gdy mówią Mu: "powierzam Tobie tę sprawę" - bezwiednie sama biorę ją we własne ręce. 
Dziś był nasz debiut. Misterium Męki Pańskiej w wykonaniu naszych dzieciaków i młodzieży Oazowej. Za dużo sobie wzięłam na kark i oczywiście, w rezultacie sporo nie wszyło przeze mnie. Jeden człowiek nie jest w stanie jednocześnie zrobić pięciu rzeczy... przekonałam się dziś o tym na własnej skórze. Oczywiście wcześniej ofiarowałam to przedstawienie Bogu, bo było za mało prób, z udziałem zbyt małej liczby aktorów, a przeszkód było tyle przy tym, że strach brał i nerwica. Ale mimo to, zamiast zaufać, sama wszystko chciałam zrobić. I mi się nie udało. Ale udało się im. Tym kochanym, całkiem małym, większym, i największym aktorom. Zachowali się profesjonalnie, zachowali zimną krew. Nie dało się nawet troszkę poznać po nich, że coś nie wyszło. Jestem z nich bardzo dumna. Byli po prostu wspaniali. Pan Bóg działał, a mi się dostało za pychę. Wszystko wyszło dzięki nim, a nie dzięki mnie. Byli cudowni. Włożyli w to tyle wysiłku i pracy, i wygrali ;) było pięknie, mimo, że ja spartoliłam kilka ważnych rzeczy. No i miałam lekcję. Mam nadzieję, że to mnie czegoś jednak nauczy. 
Dzisiaj przeżyłam coś niezwykłego w całkiem zwykły sposób. Przeżywanie Triduum nie 3 centymetry nad ziemią jest dla mnie czymś nowym, i pięknym. Całowałam krzyż, i później uświadomiłam sobie, że całowałam Miłość Chrystusa. Byłam z Nim moimi myślami niemal cały dzień. I to było niezwykłe, i zwykłe zarazem. Zrozumiałam, że powinno być to dla mnie zwykłe. To powinna być moja codzienność. Za mało pracuję - za mało od siebie wymagam. I chcę to zmienić.
Jeszcze inna rzecz w dzisiejszym dniu jest niezwykła. Dziś umarł na krzyżu umęczony Jezus, ale jest to także rocznica śmierci Jana Pawła II, który umarł cierpiąc również. 
Zrozumieć cierpienie... to jest temat do rozważań na całe życie.

Poza tym zaczęłam porządnie i na dobre przygotowania do mojej matury z angielskiego. I to także jest dla mnie powód - może nie do refleksji, ale do radości na pewno :)
 

"Nowy człowiek umie zaśpiewać pieśń nową.
Śpiew to wyraz radości, a ściśle mówiąc - wyraz miłości.
Kto potrafi miłować życie nowe, ten umie śpiewać pieśń nową,
a czym jest życie nowe, daje nam poznać pieśń nowa...
Chcecie wyśpiewywać chwałę Boga? Sami bądźcie tym, co śpiewacie.
A jesteście Jego pieśnią pochwalną, gdy wasze życie jest dobre." 
Św Augustyn.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Odnalazłam miejsce w Tobie...

Odnalazłam miejsce. Swoje. Nie umiem go określić... ale czuję, że wszystko się we mnie układa. Cały ten bałagan, wszystkie rany, rozdarcia. Wszystko. Odkąd oddałam to Jezusowi, On leczy moje zranienia, robi porządek z tym, z czym ja nie umiałam zrobić porządku. To jest tak wyraźne i tak piękne dla mnie, że aż sama nie mogę w to jeszcze uwierzyć... . Byłam zrozpaczona, nie miałam nadziei na to, że coś się zmieni. A tutaj..
jej.. ;)
Nadal muszę pracować nad ufnością do Niego, ale widzę, że robię w tym celu postępy. Oblewa mnie słońce Jego Miłości. I to jest cudowne uczucie.
Chciałam dziś napisać dużo więcej ale okazuje się, że jednak nie mam czasu.
Przygotowujemy z dzieciakami z Oazy Misterium Męki Pańskiej - krzyż pański z tym miałam, ale i tak się cieszę ;) to radosne towarzystwo dodaje mi sił. Anioły i Aniołki. Nie da się ich nie kochać ;)

A na razie zmykam. Wielki Czwartek. Początek Truduum- wielki finał mojego niezwykłego Wielkiego Postu.
;*

niedziela, 28 marca 2010

Dziś Jezus wjechał na osiołku do Jerozolimy mojego serca

Ostatnio łaska Boża działa w moim życiu tak widocznie, że aż sama mam trudności z uwierzeniem w to. Na lewo i prawo słyszę te same teksty z Pisma Świętego, lub te same słowa w różnych fragmentach Pisma, czy też z ust spowiednika, lub rekolekcjonisty... . Po prostu niesamowite. Ale prawdziwe. I uwidacznia to, jak bardzo Pan pragnie przemówić do nas, jak wiele chce nam przekazać, i jak delikatnie to robi. Mówi cały czas... to tylko ja zamykam się na Niego raz po raz. Teraz drzwi mojego serca są uchylone i wpada przez nie coraz więcej światła. Kiedyś myślałam, że jestem otwarta na Boga - dziś wiem jakie to dla mnie trudne otworzyć się na Niego. Na kogokolwiek i na Niego także Bałam się odsłonić moje zranienia nawet przed Nim. Dopiero teraz, po tylu latach udało mi się uchylić moje drzwi. I nie zawiodłam się. Czuję pokój w sercu i w moim życiu. Miałam w sobie taki bałagan, że sama już nie mogłam w nim oddychać. Pan to układa, porządkuje moje sprawy, moją duszę i serce. Leczy zranienia. Powolutku, spokojnie, żeby nie zranić. Ale tylko na tyle na ile potrafię się na Niego otworzyć. Muszę walczyć sama ze sobą, żeby cały czas choć utrzymać to, co udało mi się już osiągnąć z Nim. Wszystko to przychodzi z wielkim trudem, i dopiero teraz widzę jak bardzo to we mnie przyschło, jak daleko stałam od Niego. Nie mogłam Go usłyszeć. Zamknęłam się i jednocześnie próbowałam mówić
Teraz słucham tego, co do mnie mówi... 
wystarczyło mi tylko wytrwale się modlić, nareszcie szczerze. I spowiedź. Generalna. Szczera. Po niej właśnie poczułam się pusta i bezbronna, i przez pewien czas strasznie się tego stanu bałam i nie mogłam z niego wyjść w żaden sposób. Ale wtedy otrzymałam smsem taki tekst - bym się nie bała i nie ścigała z Miłością, ale jej zaufała. I wtedy powiedziałam sobie "Zaufam" . I zaczęłam się modlić. 
Teraz już jest lepiej. Po raz pierwszy po spowiedzi odczułam, że czeka mnie jeszcze więcej pracy niż przed nią. Ale oprócz tego przekonania mam w sobie ufność i nadzieję.. a wszystko to rozgrywało się w ciągu tych 40-stu dni. Wielki Post był dla mnie wielką pustynią. Teraz przede mną najważniejszy Tydzień. 
I wiem, że tym razem, z całą pewnością nie będzie to czas bezowocny. Podczas rekolekcji pewien kapłan wyraził nadzieję, że będzie to jak najlepiej przeżyte Triduum w naszym życiu. I mam te jego słowa wciąż w sercu i tą nadzieję też.
Właściwie cały mój Wielki Post był jednym wielkim wołaniem o wyzwolenie. Dziś na Namiocie Spotkania trafiłam piękny fragment ;) 

" ...A Ty widzisz trud i boleść,
patrzysz by je wziąć w swoje ręce.
Tobie się biedny poleca,
Tyś opiekunem sieroty!
Skrusz ramię występnego i złego:
pomścij jego nieprawość, by już go nie było.
Pan jest królem na wieki wieków,
z jego ziemi zniknęli poganie.
Panie, usłyszałeś pragnienie pokornych,
umocniłeś ich serca nakłoniłeś ucha,
aby strzec praw sieroty i uciśnionego
i aby człowiek powstały z ziemi nie siał już postrachu. "  

(Psalm 10, 14-18) Modlitwa o wyzwolenie.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Takie czary życia

" Istnieją czary,które dają ludziom szczęście i radość,
Taka magia istnieje na świecie, by ze smutku dna wzlecieć ku niebiosom,
I są dla ludzi marzenia do spełnienia,
Istnieje taka chwila, gdy płaczesz z radości,
I bywają dni, które trwać chcą wiecznie,
Są schody , na których końcu znaleźć można ramiona tęskniące,
I są takie serca, które kochać chcą Ciebie,
Bywają też rzeczy pozornie niemożliwe, o ich istnienie nikt nie podejrzewa,
Są też tacy ludzie, którzy nie chcą w to wierzyć,
A magia taka istnieje... w nas. "

-Beata Sydańska . 


Życia iskierki płoną w ludziach, których mijam na ulicy, kiedy idę swoją drogą codziennie. Widzę te iskry, można zobaczyć je w oczach ludzi. Dni w nich zapisane, są różne, ale iskry wciąż płoną żywym ogniem. Nie można ich zgasić zanim nie wypalą się same. Można płonąć. Można żyć. 
Płonąć to jak żyć - boli. Sztuką jest żyć. Mimo bólu. Płonąć.  

Widzę na ulicy ludzi. Idą. Swoimi ścieżkami, namalowanymi niewidzialną kreską, niewidzialną ręką. Poeta powiedział, że nie wiemy jakie są nieba i piekła ludzi mijanych na ulicy. Poeta miał rację. Widzę tych ludzi, i zastanawiam się jakie mogłyby być ich nieba i piekła.. bo znam swoje.
Widzę ludzi, którzy byli, i którzy będą. Przechodzili przez piekła i przeszli przez niebo.. ich oczy mówią to samo, choć opowiadają różne historie. 
Czytam. 
Przechodzę pustą, zaludnioną ulicą. 
Myślę, że warto przejść piekło, żeby choć zajrzeć do nieba. 

Dzisiejszy dzień był dobry ;) , katar nadal się trzyma, ale ja też się trzymam. 
Lubię patrzeć na takie codzienne czary życia. Jest cisza i wszystko dzieje się w ciszy. W ciszy kochamy - to dźwięk kochania ;) . 
To magia życia. 

Takie małe czary.