piątek, 6 sierpnia 2010

Światełko w ciemności


Duszno. Ale pogoda w normie. W sercu też. 

Niespodziewanie zaufałam ostatnio Maryi. Dwa dni temu po Apelu wybrałam się na długi spacer z różańcem w ręku, w deszczu. Czułam, że bez wyciszenia niedługo znów upadnę. Bez pomocy. Więc szukałam pomocy w różańcu, w Maryi u tej o której "nigdy nie słyszano aby opuściła tego, kto się do niej ucieka, jej pomocy przyzywa, ją o przyczynę prosi..." . W ogóle te słowa zawsze w ciemnych chwilach zwracają mnie do Maryi. Jej pociecha i niewątpliwe wstawiennictwo pomaga mi teraz stanąć na nogach... duchowo. Nie mogę się nadziwić nad działaniem Boga w moim życiu. Nie mogę się nadziwić, że On, który jest Królem i Panem świata i wszechświata pochyla się nade mną - drobinką. Nie potrafię wyrazić dokładnie słowami tego, co czuję rozmyślając o tym... . 
Zdarza mi się też ostatnio często zadawać pytania rozmaite, które rzucam w przestrzeń, bo rzeczywiście z nikim o tym wszystkim nie rozmawiam. Poradzono mi znaleźć kierownika duchowego. Już dawno o tym myślałam, ale w moim wykonaniu to o wiele trudniejsze... . Dużo czasu zajmuje mi otworzenie się przed drugim człowiekiem, a wiem, że kierownik musiałby wiedzieć o wszystkich moich zranieniach. Ja nie czuję się na siłach mówić o tym, choć wiem, że zamykanie się w sobie mi nie pomaga. Chciałabym i boję się. Pod tym względem nie umiem znaleźć rady, czy odpowiedniego rozwiązania. 

Dni płyną powoli i spokojnie, inaczej niż w lipcu. W ogóle teraz, kiedy o tym pomyślę, lipiec tego roku wydaje mi się jakimś odległym snem, i to niezbyt dobrym. 
Odpoczywam, nawet kiedy pracuję ;) . Teraz wiem, że nie bezczynność jest odpoczynkiem, ale ukojenie i odpoczynek płyną bardziej z wewnętrznego spokoju. Choćbym nie wiem, gdzie wyjechała, i ile odpoczywała, jeśli moje serce nie jest spokojne, ja nie odpocznę. Skomplikowane ;) . 

Przeglądałam ostatnio moje przedmioty na ten rok mojej Anglistyki z j. rosyjskim i poczułam, że czeka mnie droga przez mękę. Gramatyka, konwersacja i leksyka - to starzy znajomi, których powitam raczej ze spokojem. Do tego dochodzą tłumaczenia, których jestem bardzo niepewna. Niepokoi mnie też historia literatury angielskiej - bo choć miałam te zajęcia już w poprzednim semestrze, to w tym roku podobno przejmuje nas najgorsza zmora wydziału. Będziemy z panem profesorem doktorem habilitowanym mieć i ćwiczenia i wykłady, a krążą już o nim legendy niczym o smoku trójgłowym, albo i gorzej. W każdym razie trzeba będzie stawić mu czoła ;-P . Historia filozofii to kolejny przedmiot, na który czekam z lękiem. Samo widmo filozofii straszy mnie w tej nazwie, ale obawiam się, że i te, jak inne zajęcia będę miała po angielsku. W odróżnieniu od historii obszaru anglojęzycznego, te zajęcia mogą mi sprawić pewną trudność ze względu na filozoficzne treści. Inne zajęcia nie zatrważają mnie za bardzo. Może z wyjątkiem fonetyki gramatyki opisowej i konwersacji po rosyjsku... . 
Ale jeszcze dwa miesiące do tej kaźni ;) . Trochę się z tego podśmiewam, ale ... z drugiej strony, naprawdę chciałabym już coś wiedzieć. 


Eh. Kiedy ostatnio miałam taki pokój w sercu? ;) 

1 komentarz:

  1. Nieraz trzeba czasu, żeby znaleźć właśnie tą osobę, przed którą potrafimy się otworzyć, ale jest naprawdę warte tego. A jeśli teraz nie widzisz jeszcze takiej osoby, to możesz modlić się, aby Pan Bóg kogoś takiego przed Tobą postawił. No i aby udzielił też Tobie potrzebnych do tego łask :)

    Mam nadzieję, że ze studiami nie będziesz miała problemów, przyznam, że też za historią filozofii nie przepadam, ale ja przynajmniej zdawałem po polsku :)

    Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)

    OdpowiedzUsuń