wtorek, 31 sierpnia 2010

Oaza II st

Już jutro jadę ;) . Pobudka o 02:00, w Krościenku będę ok 16:00. W czwartek wszystko rusza o 15. Już lekko się denerwuję, jak to przed każdą podróżą ( wielkie pakowanie, gorączkowe sprawdzanie, czy na pewno wszystko zabrałam, co tym razem zapomniałam itp. ;)) ). 

 W tym moim wyjeździe tkwi bardzo wyraźnie wola Boża. Zbyt wiele przeciwności było, i zbyt wiele "przypadków" , które po rezygnacji, natychmiast kazały mi zmienić decyzję, by jednak walczyć o ten wyjazd. Jakkolwiek nie pamiętam bym walczyła jakoś wyjątkowo zażarcie. Były tylko nieśmiałe próby zaprawione przekonaniem, że to się na pewno nie uda. Pan Bóg jednak chyba bardzo chciał żebym do Krościenka teraz pojechała ;) . Więcej w tym Jego działania, niż mojego, muszę ze wstydem przyznać. Pan Bóg, jak czegoś chce od swego dziecka, to już na pewno doprowadzi to do końca.
Tak więc jutro jadę...
Lekki niepokój jest. Ale u mnie to normalne
Za oknem paskudna pogoda. Deszczowo i wietrznie. W moich wspomnieniach wrzesień jest bardziej słoneczny i przyjazny... . Pogodny. A tu... przecież to jeszcze jeden dzień sierpnia ;P . Wolę nie myśleć, co będzie się działo w górach. 

Eh.. . 

A na zdjęciu moja "Myszka Kiszka" - czyli Laki ;) (vel Lakunia). Kompletny pluszak, straszliwy słodziak i łakomczuch... aha i łobuziara. ^^ 
Głupie pytanie, ale... co mnie czeka jutro? 

piątek, 27 sierpnia 2010

Ponuro.



Cały dzień pada, kropi, ewentualnie popaduje, lub kapie. Z nieba. Szaro jest za oknem, i to dosłownie. Niemniej nie przygnębia mnie ten widok. Lubię spacerować, łazić po naszym sadzie w czasie deszczu. Mimo, że z wierzchu taka pogoda roztacza atmosferę przygnębienia, mi kojarzy się bardzo dobrze. Nie wiedzieć, czemu ;) .

Mimo to, czuję się dziś źle. Fizycznie. Psychicznie też - ale to nie od dziś.
Jestem niespokojna i osłabiona.

Wczoraj było święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Nie będę opisywać moich przeżyć, ale jak zwykle w najtrudniejszym momencie musi się okazać, że Ona jest blisko i działa. W Jej święta zazwyczaj, gdy akurat otacza mnie ciemność, dostrzegam światełko, które mnie z niej wyprowadza... .
Dziękuję, Mamo.


Matko Pięknej Miłości, módl się za nami!

wtorek, 24 sierpnia 2010

Nie w porządku

Przepraszam z całego serca Alicję i wszystkich, których obraziłam lub skrzywdziłam, jeśli opublikowałam ich prace na blogu. Zrobiłam to nieświadomie. Wzięłam te zdjęcia z bloga stworzonego w celu udostępniania zdjęć innym użytkownikom internetu.
Przepraszam raz jeszcze.

Katarzyna.

Ps. Postanowiłam wykasować wszystkie zdjęcia, które zamieszczałam, a które pochodziły z tych niepewnych źródeł.
Pozdrawiam.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Bo Ty jesteś ze mną.


 Wiatr rozwiewa chmury. Sierpień jest chłodny, w dodatku nie może się zdecydować, czy woli być słoneczny, czy deszczowy. Zupełnie jak kobieta... . 
Jestem skołowana. Mam kłopoty w kontaktach z mamą. 
Moja modlitwa się załamuje. Całą siłą pragnę być z Bogiem, a jednak... . Co się dzieje? 
Niosę sama te ciężary... Jestem sama. Wybrałam to. Przypominam teraz tonącego. Ale w tej fazie, że nie mam siły zawołać. Tonę i nikt tego nie może zobaczyć. Zawsze w ostatniej chwili chwytam się Jezusa. Podejrzewam, że On jest gotów wyciągnąć mnie w każdej chwili. Ja natomiast ... . Nie rozumiem. 

Za ok dwa tygodnie wyjazd na oazę. A ja jestem roztrzęsiona duchowo. 
Boję się. 
Potem od razu praktyki obserwacyjne. Będę musiała napisać dziennik praktyk, i nie wiem, czy sobie z tym poradzę. Boję się rozpoczęcia nowego roku akademickiego. 
Boję się spotkania z koleżankami... mam wrażenie, że przynajmniej część z nich ma do mnie o coś żal. '
Przewrażliwienie? 
Przyjaciółki. Mają swoje sprawy. 
Rodzina. Mam wrażenie, że ich zawiodłam. Mam wrażenie, że oni choć tego mi nie mówią, są jednak mną rozczarowani. Mama powiedziała mi to, czego tak się bałam, że powie. 
Odkryłam wtedy uczucia, i teraz żałuję, bo pogorszyłam sytuację.
Spadam w dół, mimo wysiłków. 

Za mną lecą te wszystkie kamienie - strachy, lęki, obawy, zranienia, samotność w cierpieniu, opuszczenie... ból . Ponad tym wszystkim rozciąga się oddalenie od Boga. Choćbym nie wiem jak  się starała.  Ciągle się boję, że w czymś obrażam Boga, w moim życiu, ale boję się, że tego nie widzę. 
Czy to początek paranoi?
Zaczął padać deszcz. Sierpień... .
Jak ja to robię... .

Podczas pielgrzymki dałam z siebie wszystko. Był upał jak nigdy, duchota, strasznie gorąco. Zmęczenie szybciej dawało się we znaki, trudno było łapać oddech. Przed samą bazyliką w Kodniu o mal nie zemdlałam. Cieszę się, że było mi ciężko. Odkryłam w sobie więź z Maryją. Wszystkie siły straciłam dla Niej. Czuję, że jest przy mnie, mimo tych wszystkich moich... kamieni. Nie pozwala im na mnie spaść i mnie przygnieść. Okrywa mnie swoim płaszczem.

I to chyba tyle... . 
Co mam robić?

sobota, 14 sierpnia 2010

Mama z Kodnia ;)


To mówi Pan Bóg: Postąpię z tobą tak, jak ty postępowałaś, ty, któraś złamała przysięgę i zerwała przymierze. Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości, i ustanowię z tobą przymierze wieczne. Ty zaś ze swej strony wspomnisz na swoje postępowanie i zawstydzisz się, kiedy przyjąwszy siostry twoje tak starsze, jak młodsze od ciebie, dam ci je za córki w myśl zawartego z tobą przymierza. Odnowię bowiem moje przymierze z tobą i poznasz, że Ja jestem Pan, abyś pamiętała i wstydziła się, i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas, gdy ci przebaczę wszystko, coś uczyniła - mówi Pan Bóg.
(Ez 16,59-63)
 
Czytanie z wczoraj. Uderzyła mnie wspaniałomyślność Boga.
Dziś byłam na pielgrzymce Kodeńskiej... . Jestem zmęczona, spaliłam się totalnie, bo nie kupiłam sobie kremu z filtrem.. (roztrzepanie górą!). Pewnie napiszę jeszcze w przeciągu kolejnych dni wrażenia z pielgrzymki.

Jestem trochę skołowana.
Chciałabym z kimś mądrym porozmawiać o tym. 

wtorek, 10 sierpnia 2010

Długa droga w dół



"A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją i rozbiegną się jak iskry po ściernisku. Będą sądzić ludy, zapanują nad narodami, a Pan królować będzie nad nimi na wieki. Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych."
(Mdr 3,1-9)

 Nie rozumiem nic z tego, co się ze mną dzieje, ale wiem, że Pan obdarza mnie wielkimi łaskami. Teraz w tym czasie. Tylko nie rozumiem tego na tyle aby to opisać.
Jestem radosna sercem, a zarazem cierpię.
Dziwna jest moja samotność. Dziwne jest też to, że ją wybieram.
Sama siebie nie poznaję.
Dzisiaj na przemian słońce kłóci się z deszczem. Wygląda to jak przepychanka ;) . Na razie dyplomatycznie nie świeci słońce ani nie pada deszcz. Niemniej wygląda to podejrzanie.
Dzień spędzony na pracy, na pogaduszkach z rodziną, na myślach, rozważaniach, modlitwie.
Dziś jeszcze Apel.
Nie ukrywam, że ta samotność jest mi ciężarem. Nie umiem się jednak przed nikim otworzyć więcej niż o mały cal. Złoszczę się na siebie o to. Ale nie umiem inaczej.
Dzisiejsze czytanie pierwsze, bardzo do mnie trafiło. Jego przesłanie jest jakby prosto do mnie skierowane jako odpowiedź na moje pytanie " dlaczego muszę cierpieć?". Bo ostatnio odczuwałam pokusę by wreszcie je zadać.
Złoto próbuje się w ogniu.

piątek, 6 sierpnia 2010

Światełko w ciemności


Duszno. Ale pogoda w normie. W sercu też. 

Niespodziewanie zaufałam ostatnio Maryi. Dwa dni temu po Apelu wybrałam się na długi spacer z różańcem w ręku, w deszczu. Czułam, że bez wyciszenia niedługo znów upadnę. Bez pomocy. Więc szukałam pomocy w różańcu, w Maryi u tej o której "nigdy nie słyszano aby opuściła tego, kto się do niej ucieka, jej pomocy przyzywa, ją o przyczynę prosi..." . W ogóle te słowa zawsze w ciemnych chwilach zwracają mnie do Maryi. Jej pociecha i niewątpliwe wstawiennictwo pomaga mi teraz stanąć na nogach... duchowo. Nie mogę się nadziwić nad działaniem Boga w moim życiu. Nie mogę się nadziwić, że On, który jest Królem i Panem świata i wszechświata pochyla się nade mną - drobinką. Nie potrafię wyrazić dokładnie słowami tego, co czuję rozmyślając o tym... . 
Zdarza mi się też ostatnio często zadawać pytania rozmaite, które rzucam w przestrzeń, bo rzeczywiście z nikim o tym wszystkim nie rozmawiam. Poradzono mi znaleźć kierownika duchowego. Już dawno o tym myślałam, ale w moim wykonaniu to o wiele trudniejsze... . Dużo czasu zajmuje mi otworzenie się przed drugim człowiekiem, a wiem, że kierownik musiałby wiedzieć o wszystkich moich zranieniach. Ja nie czuję się na siłach mówić o tym, choć wiem, że zamykanie się w sobie mi nie pomaga. Chciałabym i boję się. Pod tym względem nie umiem znaleźć rady, czy odpowiedniego rozwiązania. 

Dni płyną powoli i spokojnie, inaczej niż w lipcu. W ogóle teraz, kiedy o tym pomyślę, lipiec tego roku wydaje mi się jakimś odległym snem, i to niezbyt dobrym. 
Odpoczywam, nawet kiedy pracuję ;) . Teraz wiem, że nie bezczynność jest odpoczynkiem, ale ukojenie i odpoczynek płyną bardziej z wewnętrznego spokoju. Choćbym nie wiem, gdzie wyjechała, i ile odpoczywała, jeśli moje serce nie jest spokojne, ja nie odpocznę. Skomplikowane ;) . 

Przeglądałam ostatnio moje przedmioty na ten rok mojej Anglistyki z j. rosyjskim i poczułam, że czeka mnie droga przez mękę. Gramatyka, konwersacja i leksyka - to starzy znajomi, których powitam raczej ze spokojem. Do tego dochodzą tłumaczenia, których jestem bardzo niepewna. Niepokoi mnie też historia literatury angielskiej - bo choć miałam te zajęcia już w poprzednim semestrze, to w tym roku podobno przejmuje nas najgorsza zmora wydziału. Będziemy z panem profesorem doktorem habilitowanym mieć i ćwiczenia i wykłady, a krążą już o nim legendy niczym o smoku trójgłowym, albo i gorzej. W każdym razie trzeba będzie stawić mu czoła ;-P . Historia filozofii to kolejny przedmiot, na który czekam z lękiem. Samo widmo filozofii straszy mnie w tej nazwie, ale obawiam się, że i te, jak inne zajęcia będę miała po angielsku. W odróżnieniu od historii obszaru anglojęzycznego, te zajęcia mogą mi sprawić pewną trudność ze względu na filozoficzne treści. Inne zajęcia nie zatrważają mnie za bardzo. Może z wyjątkiem fonetyki gramatyki opisowej i konwersacji po rosyjsku... . 
Ale jeszcze dwa miesiące do tej kaźni ;) . Trochę się z tego podśmiewam, ale ... z drugiej strony, naprawdę chciałabym już coś wiedzieć. 


Eh. Kiedy ostatnio miałam taki pokój w sercu? ;) 

środa, 4 sierpnia 2010

Z Dzienniczka


"Jezus, chcąc oczyścić duszę, używa jakich chce narzędzi. Dusza moja doznaje zupełnego opuszczenia od stworzeń. Nieraz najczystsza intencja na złą tłumaczona przez siostry. Cierpienie to jest bardzo bolesne, ale Bóg je dopuszcza i trzeba je przyjąć, bo przez to lepiej upodabniamy się do Jezusa. "

Za oknem pada deszcz. Ostatnio pogoda przeplata się, raz deszcz raz spiekota.
Sierpień jest dokładnie taki sam jak w tamtym roku. Dobrze jest wdychać jego zapach wraz ze wspomnieniami. Rok temu w tym czasie byłam na rekolekcjach powołaniowych w Krakowie u Córek Bożej Miłości. To był dla mnie niezwykły czas, i bardzo żałuję, że w tym roku się tam nie znalazłam, ale nie starałam się o to zbytnio. Muszę przyznać, że pierwszy miesiąc wakacji miałam dość ciężki i dopiero wychodzę powoli z niektórych problemów. Wymagało to mojej wielkiej determinacji, aby zacząć zwracać się znów do Boga jak dawniej, ufnie. Z tym miałam spory problem. Nie wiem, jak tego dokonałam, ale stałam się bardzo nieufna wobec przyjaciół, zaczęłam zakrywać przed nimi i przed bliskimi moje cierpienie. Muszę przyznać, że nieźle mi to wychodziło, choć nie wiem czy to dobrze. Wiem, za to, że teraz Bóg zwraca mi ufność, o którą się modlę. Ufność Jemu. Bo dla przyjaciół usta wciąż mam zasznurowane. To milczenie sprawia mi jeszcze większy ból, bo nie mogę nikomu się zwierzyć z tego, co przeżywałam i przeżywam. Nie wiem, czemu sama sobie dodaję ciężkości... . Sama sobie jestem zagadką. Czasem mam wrażenie, że potrzeba mi kogoś, jakiegoś człowieka, który by mnie zechciał otworzyć, i podjąłby się tej próby. Kogoś, kto chciałby zdobyć moje zaufanie i nie podeptałby go, gdybym tą osobę nim obdarzyła.
Lepiej słuchać Boga niż ludzi.

Dwa dni temu dostałam od mojej babci Dzienniczek Siostry Faustyny. Kiedy tylko zaczynam go czytać, nie mogę się od niego oderwać ;) . Duże zagrożenie dla mojego czasu, więc staram się czytać tylko wieczorem. Wczoraj poszłam spać w pół do czwartej nad ranem. Dzienniczek jest dla mnie jak jakieś nowe rekolekcje, których potrzebowałam. Wiele osób mi wcześniej polecało zgłębić tę lekturę, a ostatnio apel (także ze strony pewnego spowiednika) o pogłębienie swojej wiedzy o miłosierdziu Boga, także skłonił mnie do podjęcia tej decyzji. Poszłam więc do Babci, żeby pożyczyć, a otrzymałam prezent bez możliwości apelacji ;) nie miałam wyboru. Wszystkie te apele o miłosierdziu, otrzymanie dzienniczka (i to 1 sierpnia, w dniu w którym s. Faustyna wstąpiła do zakonu) i jego lektura oraz jej wpływ na mnie - są dla mnie wyraźnym znakiem od Boga, którego jednak nie umiem jeszcze wyraźnie czytać. Może to odpowiedź na moją prośbę o pomoc? W tym samym dniu, kiedy dostałam dzienniczek, byłam po bardzo szczerej spowiedzi, przed którą kilka godzin spędziłam przed Najświętszym Sakramentem, robiąc Namiot Spotkania, i długi rachunek sumienia.

Bóg niesamowicie potrafi działać w naszym życiu.