niedziela, 13 lutego 2011

coś mega ważnego ;)

Chcę wywyższać Imię Twe
Chcę zaśpiewać Tobie chwałę
Panie dziś raduję się
Bo przyszedłeś by mnie zbawić

Z nieba zstąpiłeś i chcesz prowadzić mnie

Na krzyżu zmarłeś by mój zapłacić dług
Z grobu wstałeś i dziś Nieba Królem jesteś Ty
Chcę wywyższać Imię Twe! 

Tyle dobrego dzisiaj się stało ;) . Byłam u spowiedzi - to raz. Dwa - spotkanie z moimi Aniołami. Chyba się udało. Zadziwia mnie, że Pan chce przeze mnie działać. Ja nie widzę w sobie nic, co mogło by świadczyć na moją korzyść w tej sprawie (mówiąc delikatnie). Niesamowite, jak Jezus działa w moim życiu. Wyciąga mnie z każdego dołu - wystarczy tylko choćby maleńka chęć wytrwania przy Nim, a On już działa niezwykłe rzeczy w moim życiu. Wybacza mi, i to jest niezwykłe. Działa przez kogoś takiego jak ja - niezwykłe. Powołuje mnie do głoszenia swojego Słowa - niezwykłe.Zmienia mnie i mówi do mnie w Namiocie Spotkania... te wszystkie słowa są za małe, żeby to przekazać.

Przekazać że Jezus za darmo spłacił mój dług. Za darmo mnie zbawił i zupełnie za darmo daje mi Siebie żebym miała życie. Jak więc, można by w ogóle mieć wątpliwości, że On jest MIŁOŚCIĄ?
Mi się to nie mieści w główce ;) .

Dzień jest dziś tak piękny, że nie mam serca odrywać oczu od okna, które jest tuż obok. Słońce zalewa biały świat, niebo jest jasno błękitne, wszystko wygląda jakby śpiewało w sobie tylko właściwym języku. Idzie wiosna, czuję to całą sobą ;-D

(Rz3,21-28) ;*

piątek, 11 lutego 2011

kolejny dzień

Za oknem mokro, śnieg... irytująca pogoda. Szczególnie, gdy się jest posiadaczką niezbyt porządnych butów... Mokre nogi, to u mnie chleb powszedni tej zimy.
Za godzinę oaza. Nie wiem, jeszcze o czym będzie. Byłam wczoraj tak zmęczona, że totalnie nie miałam siły przygotować się wg. konspektu. Kiepsko. Mam nadzieję, że Duch Święty mnie przygotuje. Martwię się o dziewczyny. Dawno się nie widziałyśmy, przez moją sesję.
Zaniosę im herbatkę i coś słodkiego i pogadamy sobie.

Mam głęboki pokój w sercu i lekki niepokój o pewną osobę. Moje serce to trochę taki mikser uczuć... . Czasem zaskakuje mnie ile potrafię czuć na raz. Stoicyzm to coś o czym marzę.. :-/ .

Zmykam na Namiot Spotkania.

;*

czwartek, 10 lutego 2011

kilka pytań

Z czego się bierze ten trud...
Skąd smutek.
I dlaczego cierpienie.
Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?

Czy naprawdę jedno serce może czuć na raz aż tyle? Chyba tak, bo inaczej już dawno bym poszła do piachu.


Jak to możliwe, że jednego dnia tak dzielnie się uśmiecham, a drugiego, wszystko się rujnuje? I co tak naprawdę robię źle, że upadam?

U mnie zawsze jest więcej znaków zapytania.. pocieram skroń, zamykam oczy.
Po raz kolejny zostawiam za sobą pytania bez odpowiedzi. Tylko tyle.

środa, 9 lutego 2011

zmiany

 Gdybym potrafiła określić, jak się teraz czuję, pewnie bym to zrobiła. Nieskładny chaos to określenie, które bardzo często dobrze pasuje do mojego wnętrza. Jedno jest pewne, że Jezus umie ten bałagan ujarzmić. Nie wiem, jak to robi. Po prostu robi. Namiot Spotkania, Eucharystia... i jest pokój. Nie umiem tego dokładnie określić, ale jest we mnie bardzo głęboki pokój, i pewność, że idę po omacku trzymając za rękę kogoś kto ma światło przed sobą. Po dość długim błądzeniu w ciemności, teraz znów trzymam Jego dłoń. I chciałabym, żeby tak zostało ;) . Doświadczam ostatnio Jego działania, Jego Miłości, Jego Ducha, o to jest po prostu coś... czego nie da się wyrazić słowami, by to przekazać tak, jak by się rzeczywiście chciało... . Coś niezwykłego. Kiedy to piszę, muszę się uśmiechać, nie mogę inaczej ;) .
Ale po kolei.
Pominę heroiczny czyn, jakim było dla mnie pójście na Eucharystię, i podjęcie się czegoś, co uważałam za niemożliwe. Zaufania Mu wbrew sobie. Zrobiłam to, i zadziwiające były i są skutki. mianowicie, Bóg podźwignął mnie z tego w czym tkwiłam. A tkwiłam w czymś, czego nie umiem określić. Na pewno byłam daleko od Niego. 
Potem pojechałam na DSA z taką głęboką pewnością, że dam sobie radę, że Ktoś mnie prowadzi. I to był niezwykły czas dla mnie. Niezwykłe świadectwo, które trafiło prosto do mojego serca. Potem bardzo szczera spowiedź. I spojrzenie czyichś oczu... . Tyle wystarczyło mi, żeby usłyszeć głos Jezusa i spojrzeć Mu w oczy. Ponadto moja animatorka dała mi odpowiedź na pytanie, w sprawie którego prosiłam Pana o światło. 
Coś wspaniałego. 

Teraz jestem po sesji. Wszystko "do przodu". A ja? A ja od ok dwóch tygodni nie byłam w dołku ;) . Robię codziennie NS, czuję Bożą obecność, odkrywam na nowo przyjaciół. I siebie. I Boga. I... to jest dla mnie coś absolutnie nowego. 

Nadal myślę o moim życiu. Patrzę w przód, ale jak powszechnie wiadomo, nie wiele można tam zobaczyć. Żyję tym co jest teraz. A jeśli ktoś dobrze mnie zna, wie, że jestem niespokojna, kiedy nie mam szczegółowego planu ułożonego w głowie lub na papierze przed nosem. Inaczej się gubię. A teraz uczę się wszystkiego od nowa. Stawiam nowe kroki, patrzę innym, świeżym spojrzeniem na świat. Staram się nie próbować być idealna... dążenie do perfekcyjności, nie służy mi tak na dobrą sprawę.
Krok za krokiem, badam grunt pod stopami. Ale już go czuję ;) znów. To jest piękne uczucie ^^ . 

Miałam dziś budującą rozmowę z przyjaciółką. Kolorowałyśmy malowankę :P :P - z biegiem lat stajemy się  coraz bardziej jak dzieci. Ale ja to lubię :P . Szaleństwo po prostu.

Eh, ja nie śpię a śnię. Muszę wyjść z tego stanu zanim czar pryśnie. Nie jest za kolorowo, ale aż się boję, że jest za dobrze ;) . 

Na razie to tyle. Wiatr za oknem, i taki spokój. Może cały świat jest już cichy, może choć przez chwilę nikt nie cierpi? Może nikt nie jest głodny, może każdy spojrzy w niebo z nową nadzieją?
Może.. . 


Dobranoc