czwartek, 14 lutego 2013

Gdy nie ma Cię, moje serce ogarnia lęk

Po co piszę? Nie wiem. Tak boli mnie głowa. Jestem taka zmęczona... niby przyjechałam do domu, po zaliczeniu (tak!) wszystkiego, na prawdę wszystkiego, co było do zaliczenia.Miałam w domu się wyspać. W domyśle, miałam spać tydzień (no, przesadzam). Wszystko poukładało się tak, że jestem zbyt zmęczona, żeby robić cokolwiek. Najpierw świętowałam urodziny(pół nocy), potem nieuniknione zakupy w Warszawie (cały dzień), do tego doszła jakaś grypa żołądkowa, która nie dawała spać, ani funkcjonować normalnie w ciągu dnia... mam dalej wymieniać? Nieeee. Dodam tylko że ostatnią noc spędziłam przy komputerze rejestrując się na zajęcia. Kto wymyślił, by rejestracje otwierały się od 00:00 do 01:30?

Po raz kolejny wróciłam do Boga. Jak to zrobiłam? Chyba nie ja. On to zrobił - sama nie wiem jak. Pół Mszy zbierałam się by pójść do spowiedzi. Skłoniło mnie do tego czytanie: (Jl 2,12-18). W końcu jednak ksiądz mi uciekł, a ja znów zostałam z niczym, bez nadziei, że jeszcze dziś coś się zmieni. O dziwo jednak, po obrzędzie posypania głów popiołem, wrócił do konfesjonału (choć nigdy tego nie robi, a przynajmniej rzadko). Bez namysłu poszłam. Co więcej, jakaś taka łaska na mnie zstąpiła... i łaska modlitwy podczas tamtej Mszy... i łaska odczuwania obecności i miłości Bożej od tamtej pory aż do teraz. To niezwykłe... ja taka mała (zawsze mówię to samo!) .. czuję się taka malutka. Maleńka przed Nim.
Cieszę się... to jedyna dobra wiadomość tego tygodnia.
Czeka mnie ciężki semestr. Początek semestru będzie chyba cięższy niż sam semestr.
Jest mi ciężko, i mam wyrzuty sumienia, że to mówię.

Do Ciebie Panie 
Woła dusza moja
tęskni ciało me
Gdy nie ma Cię
Moje serce ogarnia lęk
Przyjdź dotknij mnie
rozraduj mnie...