piątek, 27 stycznia 2012

W ogrodzie wewnątrz mnie.. tylko to mi się zdarza na prawdę.

Dziwnie mi było kliknąć na ikonkę z napisem "nowy post". Dawno nic nie napisałam. Może dlatego, że bardzo chciałam napisać o czymś dobrym i wesołym. 
Pesymizm wylewa mi się uszami :-P
Stwierdziłam, że nie ma co czekać na lepszy moment.
Praca licencjacka stoi w miejscu. Stoi jak zagubione we mgle dziecko, a ja nie umiem mu pomóc. Ta metafora aż za dobrze oddaje sytuację mojej pracy licencjackiej. To mi spędza sen z powiek.
Swoją sesję właściwie mam już za sobą... dzięki moim profesorom, którzy trochę nie legalnie robią nam egzaminy przed sesją. Zaliczenia + egzaminy +projekty i prace +kolokwia + stres + ja = koszmar. Ale już trochę przyschło.
Ostatnio też moje wnętrze domaga się uporządkowania... . Nasuwa się więc proste pytanie:

"Jak lizać rany celnie zadane... ?" . Że o sercu w proch potrzaskanym już nie wspomnę... .


Jak to ogarnąć. Jak się wygrzebać z tego w co się zagrzebuję? 
A poza tym jak znów się modlić? Jak być animatorką? Jak można wytrwać na tej głupiej pustyni. To nie do zrobienia... ja tak nie mogę.
Nie ja.

Więc co mam zrobić? 
Szum laptopa. Noc.. jakieś skotłowane myśli. Nic romantycznego, sam banał. 
Zero książąt z bajki.
Zero zgubionych kilogramów.
Nowe spodnie - sztuk 1
Napisanych wstępów do pracy licencjackiej - 0
Ulubiona pomadka ochronna - sztuk 1
Problemy stare - sztuk... 5
Nowe - 0


I tak kiepsko to wypadło. 
Chyba trzeba zacząć się ogarniać. (brakuje mi Basiowego "ogarnij się!"). 

buu..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz